timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Śmierć. W sumie śmieszna sprawa. Można na ten temat pisać w nieskończoność lub ograniczyć się do jednego słowa, a i tak wyjdzie na to samo. Dobra, to akurat nie jest śmieszne, żartowałem. Ale na pewno jest to temat głęboki, niejednowymiarowy, nad którym niebezpiecznie jest się pochylać w takiej formie wypowiedzi, jaką jest felieton.

Dlatego nie będziemy tu gadać o samym umieraniu, bo to trochę bez sensu, lecz o reakcjach, jakie śmierć kogoś względnie znanego wywołuje w mediach, czy ogólnie w popkulturze. Kolejny tekst inspirowany stroną główną Facebooka oraz sekcją komentarzy.

To, że nie ma lepszej promocji niż kopnięcie w kalendarz, wszyscy od dawna wiemy. Jednak to, co się często dzieje to prawdziwa burza. Możemy pośród całego zgiełku i piekielnego natłoku informacji, napływających praktycznie z każdej strony, wyróżnić kilka obozów.

Na pierwszy ogień wezmę wszystkich redaktorów szukających wszędzie taniej sensacji, nieznanych faktów z życia, mrocznych sekretów itd., co skutkuje tysiącem artykułów, o wątpliwej wartości merytorycznej na temat zmarłej niedawno osoby. Do tego samego worka można wrzucić strony typu „100000 polubień dla…” oraz wszystkich innych nastawionych na fajny zarobek, bazujący na czyjejś tragedii.

Gdy tylko coś złego się stanie, pojawia się cały tłum zainteresowanych, którzy pod pretekstem przypominania o kimś przypominają wyłącznie o sobie, budują sobie zasięg, fejm i generują fajne przychody. Śmierć się dobrze sprzedaje, jest klikalna, więc czego chcieć więcej? I bum, jedziemy i spamujemy, gdzie się tylko da.

Ale ten mechanizm omówiliśmy w miarę wnikliwie w felietonie pt. „Co wydarzyło się na Nanga Parbat? Powiedz nam!”, do którego odsyłam. Natomiast jest to zjawisko bardzo popularne, powszechne, z którym każdy z czytelników na pewno wielokrotnie się spotkał.

Kolejną, wspaniałą grupą są fani. Nowi fani. Ludzie piszący posty o tym, jak szkoda czy jak im przykro z powodu śmierci ich idola. Tylko że zmarły zasłużył sobie na to miano idola… śmiercią. Trochę bez sensu co nie?

Wcześniej, znaczna część tych ludzi miała w czterech literach postać zmarłego artysty, a tym bardziej jego twórczość. Jednak jakimś magicznym zbiegiem okoliczności, zainteresowali się nią w chwili śmierci. Zainteresowali? Gdyby się zainteresowali, to byłoby ok, nic bym nie powiedział. Ale tu etap zainteresowania jest pomijany. Zamiast niego obserwujemy bezpośrednie przejście do etapu apoteozy i gloryfikacji. To chyba tak nie działa…

Oczywiście tam gdzie coś się dzieje, tam pojawiają się memiarze, zagorzali hejterzy, trolle i inne śmieszki. To już też taka mała klasyka. Pod to możemy podczepić również grupę z mottem: „Dobrze, że zdechł”. A to, nawet wypowiedziane w żartach, jest punktem zapalnym do gównoburzy w komentarzach, wyzywania sobie matek i wielu, wielu innych dyplomatycznych ruchów.

Typów ludzi, którzy uaktywniają się po tragedii kogoś znanego, jest z pewnością więcej. Nie omówiłem wszystkich, gdyż się chyba nawet nie da tego zliczyć, a nawet gdyby się dało, to szczegółowe analizowanie nie miałoby tu sensu.

Bazując więc na tych trzech przykładach, spróbujmy wyobrazić sobie pewną sytuację. Nagle przedstawiciele każdego z tych obozów spotykają się w komentarzach pod jakimś postem. Każdy, ze swoim poglądem na sprawę, ze swoim celem, swoimi fascynacjami, ideałami. Kłótnia jest nieunikniona. Zamieszanie jest nieuniknione.

Zamieszanie, które przecież nie było potrzebne. Ani zmarłemu artyście, ani jego rodzinie, która przeżywa z pewnością trudne chwile. I po co to? Chyba śmierć jest momentem, w którym wypadałoby po prostu zamilknąć i pomyśleć.

Jeżeli byłeś fanem, to pomyśl o tych wszystkich cudownych rzeczach, które pozostawił po sobie. Jeżeli nie, to zostaw tę sprawę, nie dotyczy ona Ciebie. Ja wiem, że sekcja komentarzy jest po to, żeby z niej korzystać. Ale darujmy sobie to. Jest też coś takiego jak dobry takt. Może zobowiązuje on do bezwzględnego milczenia i niewypowiadania się. Ale czy śmierć serio powinna być przyczyną kłótni i zamętu? Do przemyślenia.

Tutaj możecie przeczytać poprzednie felietony z tej serii!

O redaktorze

Raper, producent, autor tekstów. Miłośnik mediów społecznościowych, dobrej muzyki i filmów oraz szczerych tekstów. Zapalony Instagramer. Wykonawca hip-hopu alternatywnego.

Wszystkie artykuły