timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Jak niesamowicie dobrze wspominam Wiedźmina 3, tego słowami nie jestem w stanie opisać. Po prostu niepowtarzalna przygoda z niepowtarzalną postacią. Długa i pasjonująca historia, przyjemny gameplay, dużo zabawnych wstawek i przede wszystkim idealnie wykreowany świat. Gra, w której spędziłem dziesiątki godzin. Przez cały ten czas starałem się wykonywać wszystkie zadania poboczne i aktywności dodatkowe, lecz jeden element nigdy nie przykuł mojej uwagi. Mam tu na myśli prostą grę karcianą, w którą mogłem pograć z lokalnymi wieśniakami w tawernie. Nie ukończyłem nawet wątku z nią związanego. Na świecie jednak zdobyła ona nie lada popularność. To właśnie skłoniło CD Projekt Red do przekształcenia jej w produkcje standalone. Tak właśnie powstał Gwint.

GwintGwint_Gra5Gwint

Skoro już studio zdecydowało się na wyodrębnienie Gwinta z Wiedźmina 3, to już wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Zapowiedzi z E3 wyglądały obiecująco. Jednak trochę się bałem o nasz rodzimy produkt, gdyż w dzisiejszych czasach ciężko jest wytworzyć jakiegokolwiek rywala dla Hearthstone’a. Blizzard zwyczajnie swoją produkcją pozamiatał konkurencje. Obawa, że Gwint zniknie z rynku tak samo, jak np. Duel of Champions była spora, jednak po tym, w co przyszło mi zagrać, mogę stwierdzić, że nie ma się o co bać.

Kolejna gra w uniwersum wiedźmina ma się zwyczajnie świetnie i co ważne, wyróżnia się na tle „kamienia serca”. Po pierwsze, oprawa graficzna. Ilustracje kart są wykonane zdecydowanie na najwyższym poziomie. Poważny ton, różnorodna kolorystyka i tajemniczy, magiczny klimat. Idealnie wpasowane do uniwersum. Tak samo, jak całe wykonanie. Lekko zaostrzone i nowoczesne menu i typowo wiejska i swojska rozgrywka. Wszystko bosko do siebie dopasowane. Zastrzeżenie do kompozycji miałem właśnie przy Hearthston’ie. Czcionka kart kompletnie nie zgrywała się z założonym stylem. Psuło to całościowy odbiór. Na szczęście tutaj czegoś takiego nie uświadczyłem. O udźwiękowieniu nie muszę dużo mówić. Jest tak samo pompatyczne i odpowiadające sytuacji jak w Wiedźminie, czyli perfekcyjnie.

GwintGwintGwint

Sama rozgrywka została wykonana w nietypowy sposób. Na początku otrzymujemy 10 kart, z którymi zostaniemy do końca gry, więc musimy nimi mądrze dysponować. Nie ma ani życia gracza, ani żywotności kart. Jedynym celem w każdej z trzech rund jest osiągnięcie większej łącznej siły kart od przeciwnika. Nawzajem możemy sobie w tym przeszkadzać, rzucając różne zaklęcia niszczące wrogie wojska czy wzmacniające nasze siły. Zagrywamy parę kartoników i kiedy wydaje nam się, że w tej rundzie wygramy, pasujemy i czekamy na reakcje przeciwnika. Jeśli on postanowi nas przebić, wygra pierwsze starcie, ale w następnej fazie będzie miał mniej kart do zagrania, co działa na naszą korzyść. Gramy do 2 wygranych. Prościej się prawdopodobnie nie dało. To z pewnością pomoże Gwintowi zaistnieć na rynku, bo zasady łapiemy naprawdę szybko i łatwo można rozpocząć zabawę.

Mam niestety pewną obiekcję. Otóż mocno zauważalna jest pewna zasada odnośnie do idealnego rozegrania gry. Według najlepszych założeń, w pierwszej turze powinniśmy grać jak najoszczędniej, a w drugiej i trzeciej agresywnie. Początkowe 4-5 gier przegrałem drastyczną różnicą, gdyż jeszcze nie załapałem tej regułki. To prowokuje powtarzalność rozgrywek. Każdy robi to samo na początku i dopiero później rozwija skrzydła. Z pewnością ogranicza to swobodę gracza, a zwłaszcza przy budowaniu własnej tali. Zróżnicowanie decków będzie zdecydowanie niższe niż w Hearthston’ie.

GwintGwint_TalieMimo tego wyjątkowo przyjemnie grało mi się w wiedźmińską karciankę. Losowość rozgrywek i zróżnicowanie talii dało na tyle możliwości, by każda potyczka była inna. Osobiście najbardziej spodobała mi się frakcja Scoia’tael, która mocno wpływa na stół przeciwnika oraz łamie odgórne zasady np. ignorując przywiązanie karty do określonego rzędu. Z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Emocje też są niemałe. Nie raz nie mogłem wytrzymać napięcia, gdy oponentowi została jedna karta, a wygrywałem tylko delikatną przewagą.

Czy Gwint poradzi sobie z gigantem Blizzard’a? Czas pokaże. Na razie jednak mogę was zapewnić, że Polska produkcja zmierza w dobrym kierunku i z pewnością warto śledzić wydarzenia z nią związane.

O redaktorze

Michał jest szefem redakcji GameBy.pl Od czasu do czasu zdarza mu się coś napisać, jednak na codzień pilnuje, aby wszystko miało ręce i nogi.

Wszystkie artykuły