timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Są pomiędzy Wami – czytelnikami z pewnością osoby, które bardzo szanują i lubią moje felietony. Są też pewnie tacy, dla których przeczytanie ich jest koszmarem. Tacy, którzy się ze mną nie zgadzają lub po prostu mnie nie lubią. Luz, są zwolennicy i przeciwnicy. A co gdyby teraz jedną i drugą „drużynę” zbuntować przeciwko sobie? Nienawidzilibyście się tylko z powodu stosunku do moich felietonów.

Ten jeden, tak naprawdę niewiele istotny dla historii świata szczegół potrafiłby nas podzielić. Przy odpowiedniej podbudowie i ludziach specyficznie oddziałujących na naszą psychikę bylibyśmy w stanie się zabijać. W końcu wróg. Nieważne, że chodzi o felietony. Wróg to wróg. To wróg jest wszystkiemu winny. Chapeau bas Joseph Goebbels!

Nie no ale już całkiem serio – łatwo nas podzielić. Skłócenie nas ze sobą to żaden problem, jesteśmy do tego bardzo skłonni. Psychologia bardzo dużo na ten temat mówi. Nic tak nie jednoczy, jak wspólny wróg itd. W pewnym sensie naturalna sprawa. Ale czy tak powinno być?

Na pomysł do zgłębienia tego problemu wpadłem podczas obserwowania „hip-hopowej części” YouTube’a w ciągu ostatniego tygodnia. Konkretnie chodzi mi o ostatnie beefy, o jakich na pewno duża część z Was słyszała. Znaczy beefy jak beefy, to jest sprawa tych dwóch czy trzech typów, którzy muszą to wyjaśnić i tyle, nie ma co w tym kontekście tego zgłębiać. To czy to nieodłączna część hip-hopu, czy może jednak nie zostawmy na inną rozmowę.

Przede wszystkim chodzi mi dzisiaj o to, jak ludzie odbierają całą sytuację. I jak ją interpretują. Co znowu niejednokrotnie woła o pomstę do nieba. Znowu mamy zwolenników rapera A i zwolenników rapera B. Spoko, ja też mam swojego faworyta, nie ma w tym nic złego.

Tylko jest jeden problem. Treść dyskusji w komentarzach może wskazywać na to, że Ci ludzie się wzajemnie nienawidzą. I nie ma tu, żadnej przesady. Wyzwiska, wjazdy na inteligencję, na rodzinę, na gust czy na pochodzenie oponenta. A jedyne co tak naprawdę dzieli tych ludzi to sympatia do innego rapera. I co? Jak widać to wystarczający powód. Elegancko są napuszczeni na siebie nawzajem, nic tylko się lać. Dostali komunikat, że tamci są wrogami i to tamtych trzeba tępić. I idą w bój. Jak na wojnę religijną.

Właśnie! Wojny religijne. Doskonałe porównanie. Czy mechanizm nie jest podobny? Przecież to też ludzie z prostym podziałem: przyjaciele i wrogowie. „Tych lubimy, do tamtych strzelami. Wedle rozkazu. Tak ktoś powiedział i tak robimy. Nawet często nie wiemy dlaczego. Ale co zmienia ta wiedza. Wróg pozostaje wrogiem.” Chyba bez sensu, przynajmniej tak mi się wydaje.

Bez wątpienia łatwo jest nas skłócić. Zamiast spokojnie porozmawiać i powymieniać się opiniami dotyczącymi, chociażby tych dissów, wolimy bez zastanowienia stwierdzić, że ten drugi jest bezguściem i na pewno ma [ekhem] w uszach. Wystarczy typ z dużym zasięgiem i skillsami w zakresie manipulacji, żebyśmy poszli na wojnę.

Takie przypadki już w historii były. Nie trzeba daleko szukać. Jak przeanalizujemy te wydarzenia, możemy wyciągnąć pewien wniosek. Za każdym razem ta niezgoda siała zniszczenie. Apeluję, uczmy się na własnych błędach. Bo w ten sposób daleko nie zajdziemy. Na koniec zacytuję oklepane na maksa powiedzenie, nad którym może jednak warto się momencik zastanowić. Zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Zawsze. Nie warto ginąć za idee.

Tutaj możecie przeczytać poprzednie felietony z tej serii!

O redaktorze

Raper, producent, autor tekstów. Miłośnik mediów społecznościowych, dobrej muzyki i filmów oraz szczerych tekstów. Zapalony Instagramer. Wykonawca hip-hopu alternatywnego.

Wszystkie artykuły