timerPrzewidywany czas czytania to 3 minuty.

S/Lay w/Me

Rynek amerykański jest wielki. Ogromny. GARGANTUICZNY. Nawet rynek RPG. Niestety my, maluczkie lemingi ze środkowoeuropejskiego kraju o powierzchni plasującej się gdzieś między Arizoną a Nowym Meksykiem, którzy zalewani są wyłącznie mainstreamem, możemy jedynie wyobrażać sobie, co tam naprawdę się dzieje i ile perełek, zwłaszcza z rynku niezależnego, umyka nam pośród zalewającej nas, schematycznej sztampy. Jakie to szczęście, że są tacy goście jak Jacek „Darken” Gołębiowski, który dzięki PolakPotrafi.pl (czyli poniekąd dzięki nam drodzy inwestorzy) sprezentował polskiemu rynkowi „S/Lay w/Me” Ron’a Edwards’a.

slay wme

 

Ron Edwards to wesoły wykładowca biologii z Uniwerku na Florydzie, poza tym teoretyk gier i czołowa postać wśród twórców niezależnych gier typu Role Play. Jego gry zawsze są innowacyjne i wprowadzają nowe rozwiązania do systemów RPG. Pod tym względem S/Lay w/Me nie różni się od innych gier Edwards’a.

Jestem fantastą. Fanatykiem książek, komiksów, gier „bez prądu” i wielbicielem ludzi kreatywnych, których jednocześnie kocham i nienawidzę (jedno i drugie za to, że są bardziej kreatywni ode mnie) – tak mógłbym zacząć moją recenzję, bo właśnie w takim stylu napisana jest ta gra. Przyznać jednak muszę, że kiedy ją odebrałem szczękę miałem przy podłodze i to nie z zachwytu. Przecież klasyki RPG to grube jak Biblia tomiszcza formatu A4 drogie jak diabli, podczas gdy S/Lay w/Me to zeszycik A5 w cenie nieprzekraczającej dwudziestu złotych. Nie chciało mi się wierzyć, że w czymś tak małym może mieścić się jakaś wartościowa treść, a co dopiero cała gra.

slay wme

Po pierwsze tę gierkę trzeba przeczytać kilka razy i naprawdę wysilić szare komórki, żeby zrozumieć jej potencjał. Wbijane nam do głowy w liceum czytanie ze zrozumieniem tutaj się przydaje. Po drugie, znów trzeba wysilić szare komórki, tym razem pod kątem tworzenia nie tylko postaci, ale i fabuły. Tutaj nie ma mistrza gry. Jest bohater i jest Kochanko-Potwór, który ma za zadanie udaremnić bohaterowi jego misję. Reszta zależy od nas. Możemy wykreować stacje kosmiczne, tętniące nie-życiem nekropolie, post-apokaliptyczny pejzaż, cyberpunkową antyutopię… Zaraz dostanę zadyszki mózgowej, tyle ta gra ma możliwości! Jednak wszystko i tak skupia się, na bohaterze, kochance, potworze i wzajemnej, subtelnej grze, jaka będzie odbywała się między graczami. W trakcie gry rzucamy również kostkami sześciościennymi (czyli takimi, jakie każdy, ale to każdy ma w domu w jakimś Chińczyku), żeby określić siłę i powodzenie opisywanych przez nas zdarzeń.

Nie myślcie sobie jednak, że ta gra to po prostu coś lepszego od kostek z seks pozycjami. Myśląc tak, obrażacie tę grę. Edwards wspiął się tu na wyżyny swoich dotychczasowych osiągnięć, tworząc odważną grę dla dojrzałych i wymagających graczy. Przy okazji wyeliminował problem zbierania ekipy do sesji. W końcu S/Lay w/Me to gra dla DWóch/OJGA (skreślić w zależności od preferencji).

[wp-review]
Życzymy Miłego Grania!

 

O redaktorze

Szczęśliwy mąż, dumny ojciec i aspirujący pisarz. Za dnia przeprowadza bestialskie eksperymenty na grach, nocą pisze bestseller (tak przynajmniej sobie wmawia). Z wykształcenia filozof, z zamiłowania fantasta, z duszy buntownik. Koneser gier z treścią i klimatem, zarówno tych "bez prądu", jak i takich, co trochę go potrzebują.

Wszystkie artykuły