timerPrzewidywany czas czytania to 5 minut.

Długo dumałem i zastanawiałem się czy warto wsadzać kij w to mrowisko. Mrowisko o tyle dziwne, że pełne mrówek, które nie dość że tłuką się ze sobą, to jeszcze usilnie próbują wciągnąć w swoją bitkę wszystkich i wszystko, co tylko się napatoczy. Czasami trzeba zastanowić się nad pewnymi kwestiami samemu i podzielić się własnymi przemyśleniami (w końcu o to chodzi w tej serii).

Gry często zahaczały i dotykały tematów kontrowersyjnych. Wcielając się w głównego bohatera coraz częściej możemy dokonywać wyborów, które później mogą zaważyć na naszych dalszych losach, na tym jak postrzegany jest nasz bohater, a czasem nawet może zaprowadzić nas to do innych zakończeń. Jeżeli wydaje wam się, że tak jest wyłącznie w grach komputerowych, to chciałbym zauważyć, że nie dość, że od dawna pozwalały na to tak zwane papierowe RPG’i, to jeszcze gry planszowe a w tym zbliżający się do nas wielkimi krokami This War of Mine Board Game, który podobnie jak komputerowy pierwowzór, zahacza o tą tematykę. Niech za przykład posłuży karta akcji, którą mogliśmy oglądać na Kickstarterze, gdzie mieliśmy do wyboru okraść dzieci z jedzenia (podkreślam – DZIECI!) albo okazać litość, ale wtedy zaryzykować życie swoje i swoich kompanów. Jak pewnie większość pamięta sama gra dotyczy trudnej tematyki wojny z perspektywy cywila.

12107192_457106121151075_8562446854339598160_n

Wydaje mi się, że obie gry This War of Mine w pewnym stopniu wymknęły się tematowi Poprawności Politycznej. Jakoś została ta kwestia pominięta pomimo niewątpliwego sukcesu pierwszej wersji gry. Niestety, jak wiadomo, nie udało się to za bardzo ot choćby polskiej superprodukcji od CDProjekt Red, czyli Wiedźminowi III. Najlepsza z całej serii gier o przygodach Białego Wilka spotkała się z falą hejtu (bo krytyką nazwać tego nie można), ponieważ w grze nie pojawia się czarnoskóry bohater. Jeszcze lepszym przykładem jest gra Kingdom Come: Deliverence, opowiadająca o średniowiecznych Czechach, której twórcę oskarżono o rasizm z tego samego powodu. W obu wypadkach na nic zdały się wyjaśnienia, że fabuła pierwszej gry jest mocno wzorowana na średniowiecznej europie, a w przypadku drugiej fabuła dosłownie została osadzona w właśnie w takich realiach i że w tamtych czasach w zasadzie za dużo przybyszów z Afryki nie mieliśmy. Atak przypuszczono.

Oczywiście absurdy odnoszące się do tematu poprawności politycznej nie idą wyłącznie od strony hejterów i bojowników o równość równiejszą niż równa. Dobrze pokazuje to afera z 2008 roku z dodatkiem do Civilization IV, czyli Colonization, którą pewien amerykański publicysta oskarżył o gloryfikację niewolnictwa i imperializmu. Efekt był taki, że piąta odsłona jednej z najlepszych historycznych strategii wszech czasów, pod pretekstem zmian w mechanice pozbyła się jednego z najważniejszych aspektów budowy Imperiów od starożytności po wiek dziewiętnasty. A przynajmniej o to oskarżani są twórcy. No właśnie…

civilization-4-colonization-pc-pl-5

Częściej te kwestie zauważalne są w tematach filmów lub komiksów. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy też drugi front poprawnościowy. Nie jest jeszcze on do końca określony, podczas gdy cała tak zwana Poprawności Polityczna zaczyna się od najprawdopodobniej od USA, które jakieś czterdzieści lat temu postanowiło walczyć z rasizmem w swoim kraju, wytaczając ciężką artylerię ustaw, wprowadzając między innymi procent aktorów pochodzących z mniejszości etnicznych, którzy powinni wystąpić w filmie lub dodatkowe punkty na uczelniach przyznawanych za pochodzenie z mniejszości etnicznej (żeby nie powiedzieć „za kolor skóry”).  Ta poprawność krytykuje nieraz kwestię właśnie wyborów, na przykład czarnego aktora do roli w serialu na podstawie komiksu, gdzie narysowany pierwowzór jest rudy i piegowaty. W przypadku gier, póki co, odnosi się to najczęściej do preferencji seksualnych bohatera. Pojawienie się możliwości wejścia w związek dwóch mężczyzn w grze również czerpiącej wiele ze średniowiecza (mam na Myśli Dragon Age) był nie do zniesienia przez niektórych, a główny argument brzmiał mniej więcej tak samo jak wyjaśnienia dwóch poprzednich gier inspirujących się tymi realiami, o których wspominałem wcześniej (wybaczcie niedowiarkowie, ale homoseksualizm jest stary jak ludzkość).

Podobnie kwestia miała się z grą Ultimate General: Gettysburg, która została zbanowana przez Apple, w ramach wielkiej fali banów i cenzur na flagi konfederackie, która z kolei była reakcją na zamordowanie na tle rasowym dziewięciu osób w miejscowości Charleston  (California, USA oczywiście) latem zeszłego roku. Jakoś nikogo nie obeszło, że gra opowiadała właśnie o Wojnie Secesyjnej, gdzie ta właśnie flaga była sztandarem jednej ze stron konfliktu, więc zasadniczo musiała pojawiać się w grze często. Tak samo ma się sprawa do nazistowskiej swastyki w grach o drugiej wojnie światowej, ale o tym można by napisać kolejny artykuł składający się z samych przykładów (zwłaszcza niemieckich wersji gier wojennych). Wisienką na torcie zniesmaczenia niech zostanie oskarżenie zwolenników zmiany zwycięskiej pozy Tracer (po polsku Smugi) z gry Overwatch o próbę „politycznego poprawiania” gry na siłę. Prawda była taka, że głównym zarzutem wobec eksponującej po bitwie tyłek, superszybkiej dziewczyny, był fakt, że nijak ta poza nie oddawała jej charakteru, a jedynie… no właśnie sprawiała, że ta pokazywała jak bardzo obcisłe są jej spodnie. Nie przeszkadzało to jednak prześmiewcom mówić, że zaraz kobiece postaci z gry zostaną poubierane w burki.

tracer_overwatch.0.0

W moim odczuciu mamy do czynienia z konfliktem i to wręcz ideologicznym (a jak wiadomo, takie są najgroźniejsze). Zwykły człowiek, któremu ani jedno nie wadzi ani drugie nie przeszkadza wsadzany jest między młotek Poprawności Politycznej, a kowadło Poprawności Jako-takiej. O co w tym chodzi nie wiadomo, ale dostaje się zwykle temu, co dociera do ludzi. Do im większej ilości dociera tym mocniej obrywa. W ciągu ostatnich lat rynek gier (zwłaszcza komputerowych) rozrósł się tak mocno, że stał się medium niemal tak silnym jak film. Filmy w dawnych czasach (zwłaszcza te czarnobiałe) często bywały o wiele bardziej kontrowersyjne, niż dzisiejsze buchające seksem seriale. Sztukę każdego rodzaju, zwłaszcza sztuki operujące obrazem, starano się upolityczniać od dawien dawna. Kolejne są gry (czekam na planszówkę o tytule „TU-154” czy inszym, bardziej sugestywnym). Same ideologie mają to do siebie, że tak, jak w teologiach przyjmują pewne założenia, których nie mają zamiaru poddawać w wątpliwość (jak na przykład w teologii chrześcijańskiej twierdzenie „Bóg istnieje” – z tym się nie dyskutuje, a co najwyżej popiera i potwierdza), a potem zaczynamy zabawę w „Kto nie z nami, ten przeciw nam”.

Mógłbym jeszcze długo pisać na ten temat. Wejść głębiej w kwestię walki popkultury z polityką i wykroczyć daleko poza tematykę, którą wraz z kolegami zajmujemy się na łamach GameBy. Jednak zamiast tego pomyślałem „Hej! A dlaczego właśnie tym razem, nie dać głosu ludziom?”. Z tą myślą siądę jutro (czyli w sobotę, 6-ego sierpnia) przed kamerą, żeby na żywo, w ramach cyklu ByLive porozmawiać ze wszystkimi, którzy zechcą zostawić komentarz. Dlatego właśnie temat urywam nagle i tym razem…

Do zobaczenia!

 

Tutaj możecie przeczytać poprzednie felietony z tej serii!

O redaktorze

Szczęśliwy mąż, dumny ojciec i aspirujący pisarz. Za dnia przeprowadza bestialskie eksperymenty na grach, nocą pisze bestseller (tak przynajmniej sobie wmawia). Z wykształcenia filozof, z zamiłowania fantasta, z duszy buntownik. Koneser gier z treścią i klimatem, zarówno tych "bez prądu", jak i takich, co trochę go potrzebują.

Wszystkie artykuły