timerPrzewidywany czas czytania to 7 minut.

 Jak pewnie część z Was zauważyła, od 3 miesięcy śledzę pewien oryginalny projekt uniwersalnej platformy do gier towarzyskich. Nie tylko śledzę, ale i kibicuję mu na tyle mocno, że wraz z redakcją GameBy zdecydowaliśmy się objąć go patronem medialnym.

Chodzi o Karty hybrydowe, w których autor powiązał karty i kości w taki sposób, że przerzucenie kośćmi zmienia właściwości części kart. Efekt? Ilość mechanik, jakie można zastosować przy pisaniu gier jest nieporównywalna ze zwykłymi kartami, zupełnie zmienia się też sposób zaangażowania graczy, który mocno zahacza o planszówki!

Dość powiedzieć, że z tych samych kart układamy… plansze, na których możemy lokalizować karty, a nawet je przemieszczać w sposób kontrolowany lub losowy! Czy więc naprawdę szykuje się karciana rewolucja? Mechanika tych kart jest rewelacyjna i… rewolucyjna, bo łączy w całość dwie prastare platformy, które wciąż ocierając się o siebie pozostawały osobne.

Tydzień temu miałem okazje gościć autora kart i zaprezentować je osobom, które nigdy wcześniej się z nimi nie zetknęły. Byłem ciekaw czy mój entuzjazm wobec tego pomysłu nie jest odosobniony. Nie był. Największe wrażenie zrobił Trafalgar, któremu już poświęciłem osobny artykuł (nie pamiętam takiej reakcji na nową grę wśród starych wyjadaczy!).

Dziś przybliżę Wam tę platformę nieco bliżej, w formie wywiadu, na jaki udało mi się namówić jej autora. Poznacie też nasze plany co do patronatu, a i ja się pochwalę grą wymyśloną dzięki tym kartom. Czas więc poznać Hybrid Cards, zwłaszcza że lada dzień startuje przedsprzedaż.

A na początek „Wilcza gadka” z autorem Jackiem Tomczykiem.

Skąd pomysł na Hybrid Cards?

Jakieś 3 lata temu ze znajomkami przekomarzaliśmy się co jest fajniejsze – planszówki czy zwykłe karty? Bez rezultatu rzecz jasna. Ale to chyba było ziarno, bo potem nawet próbowałem wymyślić coś, co łączy karty z planszówkami. Nic z tego nie wyrosło.  A pomysł na te karty to był przebłysk w głowie podczas gry w zwykłe macao.

Najprostszym językiem wytłumacz: Czym są Hybrid Cards?

Chyba najfajniejszego porównania użył jeden z testujących — porównał je do klocków lego w świecie gier. Grasz w gotowe gry albo tworzysz własne z tego co masz w pudełku. A co do zasady ich działania, to filozofia jest jak w zwykłych kartach, czyli jedna talia i mnóstwo gier za free. Ale zasadą działania to zupełnie inna bajka a więc mamy nowe doznania i możliwości. Napędza je prosta korelacja między kartami a kośćmi. Przerzucasz kości a cześć kart które masz w ręku, może zmienić właściwości które im przypiszesz. Jak do tego dołożysz możliwość budowania czegoś w rodzaju plansz, to wchodzimy już w planszówkowe klimaty a tego zwykłe karty już nie potrafią.

Jak i ile powstawał projekt i pomysł na Hybrid Cards?

Mówi się, że najczęściej pierwszy pomysł jest najlepszy. I to się potwierdziło, bo potem kombinowałem jeszcze z czterema kośćmi, z kośćmi K8 i 64 kartami, a nawet K10  i setką kart, ale matematyka była bezlitosna. Pierwszy strzał był najlepszy. Oczywiście doszły jeszcze dokery umożliwiające budowanie plansz, czy kolorowe kropeczki na pleckach, ale generalnie projekt wyświetlił mi się jako niemal gotowiec. Co do prostej formy kart co czasem ludzie podnoszą, to w praniu wyszło, że kolory muszą być jak dla dzieci. Podczas gier nie można kombinować czy kolor jest bardziej amarantowy, czy raczej fuksja.

 Jakie masz plany dotyczące Hybrid Cards a może masz już inne projekty?

Innych projektów brak, bo cała para idzie w te karty. Najbliższe miesiące to publikacja nowych gier a jesienią edycja w kart w nieco wymyślniejszej szacie graficznej. A za rok jeśli społeczność graczy dopisze, to wielkie halo z nagrodami dla autorów najlepszych gier tworzonych przez nich samych. Szczegóły na stronce, ale to chyba jeden z ciekawszych aspektów całego przedsięwzięcia, choć w całości uzależniony od aktywności samych graczy.

Gdybyś miał za zadanie się przedstawić, to kim jest autor Hybrid Cards? Mówiąc slangiem teleturniejowym: Opowiedz kilka słów o sobie!

Całe życie zawodowe zajmowałem się reklamą i designem, a na gry przestawiłem się jakieś 2,5 roku temu. Gry robiłem dla zabawy, ale 2,5 roku temu zadzwoniłem do pewnego wydawnictwa z propozycją sprzedaży jednej z nich. Kupili ją niemal z buta, a po paru miesiącach 2 kolejne. O jednej z nich było zresztą całkiem głośno przez pewną celebrytkę z blond lokami.

Czym są dla ciebie gry planszowe? Co w nich kochasz, a czego nienawidzisz? 

Jak wielu zaczynałem od Eurobusinesu przy piwku z przyjaciółmi i mimo  że oszukiwaliśmy się niemiłosiernie, zabawa była przednia. Z czasem na półce zaczęło przebywać tytułów, a najbardziej zjechanym tytułem stał się Scotland Yard. To już pewnie wiesz jaki rodzaj gier mnie kręci. Wolę grę nad stołem niż ślęczenie godzinami z nosem w instrukcji. Męczą mnie też rozdmuchane klimatycznie block bustery. Wydajesz parę stów, robisz unboxing i okazuj się że znowu kupiłeś Neuroshime ale za to w czerwonym pudełku.

 Jak oceniasz kondycję gier planszowych i ich modę w Polsce?

Od biedy zebrałoby się z 50 tytułów jakie znam i z 10 do których wracam, więc do roli eksperta raczej się nie nadaję.  Ale w 2017 pierwszy raz pojechałem na targi gier do Essen i stojąc pół godziny do wejścia, zdałem sobie sprawę ze skali zjawiska. Jest to fenomen, choć można było przewidzieć, że dopóki ludzie mają potrzebę interakcji z innymi bez pośrednictwa Tik-Toka, to będą się spotykać twarzą w twarz jak za króla Ćwieczka

Karciana rewolucja - GameBy.pl

Spotkałem się z autorem i…

Zaprezentowałem mu własną grę na karty hybrydowe „Było blisko”. Mimo że jest w wersji BETA pomysł bardzo mu się spodobał, choć zasugerował konieczność dopracowania pewnych szczegółów. Obiecuję więc, że kiedy ja skończę, pochwalę się nią wszem i wobec jako „grą karcianą MOJEGO pomysłu” 🙂

No dobra, czas Wam opowiedzieć o kulisach tego spotkania. Informacja o przybyciu Jacka Tomczyka była dla mnie czymś z efektem Wow i bardzo mnie ucieszyła. Fajnie poznawać ludzi osobiście. Zaczęliśmy krótką wycieczką po Chełmie, następnie dotarliśmy na spotkanie Chełmowego jaru, czyli cosobotnich spotkań planszówkowo-fantastycznych, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Podczas tego spotkania otrzymałem jedyny w Polsce egzemplarz produkcyjny przesłany z Chin do zatwierdzenia (!) Zaprezentowano mi ich potencjał na przykładzie kilku gier, o których zdań kilka.

Memory Master

Tak jak nigdy nie darzyłem memorów wielką sympatią, tak tu mnie mocno zaskoczyły. Wystarczy rozłożyć 36 kart, dać chwilę na zapamiętanie i zepsuć zabawę faktem, że to, co odkrywasz na nie zależy od Ciebie, a od kości. Gra może nie ugotuje ci mózgu, ale z prostej gry uczyni coś, przez co zaczniesz gryźć paznokcie modląc się o korzystny układ kości, albo żeby ktoś nie zajumał ci układu, który właśnie zapamiętałeś. Tu nie możesz zapamiętać kilku par i na tej podstawie budować przewagi, bo w Memory Master możesz długo czekać na okazję a ślepe próby ułatwią zwycięstwo przeciwnikom.

Trafalgar

Tę grę oglądałem z perspektywy obserwatora i nie wiem co zaskoczyło mnie bardziej – pomysł czy reakcja graczy. Na pierwszy rzut oka, kojarzy się z “Okrętami”, ale nie dajcie się zwieść, bo w “Trafalgar” bardzo niewiele dzieje się przypadkiem. Musisz konfigurować okręty, aby ich siła ognia zaskoczyła przeciwnika.

Musisz je rozmieścić tak, aby unikać walki albo ją narzucać. Musisz zarządzać rezerwami, by nie przegrać prawie wygranej bitwy. I … zachować przy tym pokerową twarz, by nie dać się przejrzeć przeciwnikowi. Gra, której ilość dylematów do rozstrzygnięcia przyprawia o ból głowy, a emocje, jakie wzbudza gwarantuje zaciekawienie sąsiednich stolików (naocznie sprawione).

Banzai

Na koniec podzielę się odczuciami gry, która jest najprostsza, najprzyjemniejsza jako gra karciana. Przypomina grę w wojnę i tak jak nienawidzę tej gry za jej mozolność i totalną losowość, tak Banzai nadaje jej dynamiki, która zmienia jej oblicze. Zasada zgodności kart i kości działa tu dość okrutnie. Wykładasz kartę za kartą, dopóki nie pojawi się zgodna z kombinacja kości. Ten, kto ma najstarszą zgarnia całość więc w swoim stosie możesz starci najmocniejszą kartę w talii z ręki najsłabszej, bo akurat w tej kolejce nie miała nic do powiedzenia.

Tu nie ma remisów i za to też plus. Gra zwariowana, zwycięzcą może zostać gracz żegnający się z grą. Ten lekki tytuł jest kompletnie nieprzewidywalny! Bardzo przyjemna gra, która uratowała honor wojny… gry karcianej oczywiście :).

Spotkanie zakończyliśmy przyjemną kolacją w restauracyjnym ogródku, spożywając pyszne potrawy i rozmawiając o wszystkim i o niczym. Gościom serdecznie dziękuję za wizytę.

Mamy patronat, a raczej mecenat nad Hybrid Cards — Co to znaczy?

Krótko mówiąc, będę za ten projekt trzymał kciuki i mocno pomagał w zdobywaniu popularności przez tę platformę. Wierzę w ten projekt, dzięki któremu dobrze się bawię jako gracz, a co równie cenne obudził we mnie „Twórcę” czego i Wam, życzę! To nie jest ostatni artykuł promujący ten tytuł. Będę recenzował konkretne gry na te karty, oraz prezentował gry własnego pomysłu na nie. Będziemy informować o konkursach i rozwoju platformy Hybrid Cards. Gwarantuję, że zrobię hałas wokół tego i mam nadzieję, że Karty Hybrydowe podbiją i Wasze stoły.

Na koniec — Czy to karciana rewolucja? Sprawdźcie sami.

Jackowi Tomczykowi dziękuję za ciekawą rozmowę, świetny produkt w moim prywatnym odczuciu i trzymam kciuki, by ta platforma odnosiła sukcesy. Wam drodzy czytelnicy dziękuję za poświęcony czas i zachęcam do spróbowania czegoś naprawdę nowego a może sprawdzenia, czy nie drzemie w bakcyl twórcy? Kto wie, może w przyszłości będę testował Wasze gry 🙂
Trzymam kciuki by tak się stało. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i do przeczytania 🙂

Zapraszam do zapoznania się z Hybrid Cards!

O redaktorze

Miłośnik gier planszowych, który czasami zmienia się w animatora, czasami w recenzenta, a od niedawna pokazuje swoje Jokerowe oblicze.

Wszystkie artykuły