timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Wywiad to stara forma dziennikarska, opierająca się na rozmowie. Kilka pytań, kilka odpowiedzi, krótka wymiana zdań. Jednak ostatnimi czasy mamy do czynienia z dość ciekawym zjawiskiem: wyprowadzką wywiadu z kiosku i bezpardonowym zamieszkaniem na księgarnianych półkach pod adresem „wywiadu-rzeki”.

Jest to forma zyskująca coraz większą popularność już od lat dziewięćdziesiątych. Trochę podobna do reportażu pod względem pochodzenia, jednak jeszcze bardziej uproszczona. Nie stanowi relacji wydarzeń, lecz jest kreowana na zasadzie „pytanie – odpowiedź”. Łatwa i szybka w odbiorze zyskała grono zainteresowanych. A co czytelnikowi się podoba, to wydawcy też. A co podoba się wydawcy, siłą rzeczy musi podobać się autorowi. I tu sytuacja się komplikuje.

Pisarze coraz chętniej sięgają po formę wywiadu-rzeki. Dlaczego? Zwykła powieść jest trudniejsza do stworzenia. Trzeba wpaść na pomysł, rozwinąć go, stworzyć fabułę, akcję, świat przedstawiony. Później poświęcić czas na spisanie całości. Znaleźć wydawcę, co wcale nie jest łatwym zadaniem, który zachwyci się książką na tyle, że zechce w nią zainwestować.

Natomiast przeprowadzenie wywiadu to cykl spotkań z dyktafonem, któremu później trzeba poświęcić trochę czasu i wysiłku przy przepisywaniu oraz korekcie. Parę trafnych pytań, a opowiadający sam tworzy „fabułę”. Znalezienie wydawcy jest łatwiejsze, bo to forma obecnie popularna. Książka idzie do druku, stoi na półce, czytelnicy kupują. Sukces większy przy mniejszym nakładzie pracy.

Właśnie dlatego wywiad-rzeka jest tak bardzo kontrowersyjny. Pretensje mają pisarze, niemogący znaleźć wydawcy. Niezadowoleni są dziennikarze, muszący dzielić się pracą, która należy do nich. Jeden wywiad-rzeka to wiele wywiadów prasowych. A ktoś, o kim wszystkie informacje zostały zebrane w jednym miejscu, nie jest już obiektem pożądania gazet. Krytycznego nastawienia do wywiadu-rzeki często nie kryją także literaturoznawcy, niepewni przyszłości książek.

Na koniec zostają jednak czytelnicy. Wywiad-rzeka jest szybki, łatwy i przyjemny. Być może jest wytworem kultury masowej. Jednak nie wydaje mi się, by pragnienie informacji o życiu sławnej osobistości, informacji rzetelnych, z pierwszej ręki, było czymś złym. Ryzykowałabym nawet tezę, że jest lepszym rozwiązaniem niż pozwolenie tabloidom na tworzenie niestworzonych historii z życia celebrytów.

O redaktorze

Artystka, spędzająca czas na tworzeniu i szukaniu swojej głowy, czym często doprowadza innych do białej gorączki a jedynym, który ją wtedy rozumie, jest jej pies. Umysł ścisły, skonfliktowany z humanistyczną duszą, z tego powodu często zapomina o minusach w równaniach i sprzątaniu stosów książek ze stolika. Uwielbia zieloną herbatę, zapach starych książek i widok ze swojego okna.

Wszystkie artykuły