timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Trzynastego stycznia na platformie Netflix pojawił się pierwszy sezon nowego serialu Seria Niefortunnych Zdarzeń. Oparty został na sympatycznych książkach Lemony’ego Snicketa przeznaczonych dla dzieci. O ile lektura stanowi doskonałą rozrywkę dla młodszego rodzeństwa, serial nie pełni tych samych funkcji.

Seria Niefortunnych Zdarzeń

Jest to historia rodzeństwa, którzy w pożarze tracą rodziców oraz dom. Z tego powodu trafiają oni pod opiekę swojego krewnego, okrutnego Hrabi Olafa (w tej roli znany z sitcomu „Jak poznałem waszą matkę” Neil Patrick Harris). Rodzeństwo dziedziczy po rodzicach spadek, który ich nowy opiekun postanawia za wszelką cenę przejąć.

Obraz oddaje fabułę książki względnie wiernie, co stanowi jego atut, gdyż sam pomysł jest oryginalny i nietuzinkowy. Ma harmonizującą z całością ścieżkę dźwiękową, przyjemną dla oka scenografię oraz zdjęcia. Graficzno-muzyczna oprawa w połączeniu z kostiumami tworzy prawdziwie bajkowy klimat. Kolejnym mocnym punktem jest postać Hrabiego Olafa. Harris stworzył charakterystyczną, zapadającą w pamięć kreację. Innymi aktorami, którzy dali popis swoich umiejętności były osoby, wcielające się w przyjaciół Hrabiego oraz Sędzia. Niestety, to wszystkie zalety serialu.

Akcja nie jest wartka. Pozostali aktorzy nie zwrócili na siebie mojej uwagi. Często miałam wrażenie, że Harris próbuje nadrobić braki w ich warsztacie. Przejścia między wątkami nie są płynne a sam obraz momentami bywa nudny. Jednak rzeczą, która najbardziej działała na niekorzyść produkcji był narrator, komentujący akcję. Nie stanowiłby aż tak wielkiego problemu, gdyby pojawiał się rzadziej, lecz często nie wnosił nic, co nie byłoby widoczne na ekranie lub czego reżyser nie dałby rady przekazać środkami audiowizualnymi. Narrator cytował zdania z książki. Nie wydaje mi się, by był to konieczny zabieg. Powstaje wiele dobrych ekranizacji, oddających ducha pierwowzoru bez uciekania się do tak brutalnych metod. Było to obraźliwe dla sztuki filmowej oraz dla samego widza, nawet biorąc pod uwagę, że odbiorcami docelowymi są dzieci.

Być może moje negatywne wrażenia są spowodowane właśnie moim wiekiem, mimo tego obawiam się, że dziecko także byłoby znudzone.Widziałam wiele dobrych filmów dla młodszych odbiorców. Jednocześnie temu obrazowi nie mogę odmówić atrakcyjnego świata przedstawionego obrazem i dźwiękiem, co na pewno zajęłoby dzieci w dużym stopniu, lecz nie jestem pewna, czy w wystarczającym, by mogły spędzić czterdzieści minut w świecie osieroconego rodzeństwa. Tutaj dochodzi także aspekt fabularny, jakim są „niefortunne” zdarzenia, które przytrafiają się bohaterom a niewiele miłych epizodów, co też może zniechęcić.

To wszystko sprawia, że mam mieszane uczucia co do obrazu. Na pewno jest zdecydowanie gorszy od książki pod względem prowadzenia fabuły. Jednocześnie serial skupił się bardziej na świecie przedstawionym, mocno rysując bohaterów, budując kolorową scenografię rodem z baśni o Jasiu i Małgosi oraz uatrakcyjniając całość miłymi piosenkami. Nie mogę go polecić, jednak nie jestem w stanie całkiem odradzić obejrzenia produkcji.

 

Obejrzyj w serwisie Netflix!

O redaktorze

Artystka, spędzająca czas na tworzeniu i szukaniu swojej głowy, czym często doprowadza innych do białej gorączki a jedynym, który ją wtedy rozumie, jest jej pies. Umysł ścisły, skonfliktowany z humanistyczną duszą, z tego powodu często zapomina o minusach w równaniach i sprzątaniu stosów książek ze stolika. Uwielbia zieloną herbatę, zapach starych książek i widok ze swojego okna.

Wszystkie artykuły