timerPrzewidywany czas czytania to 3 minuty.

Postawiłeś ostatnią kropkę. Tłustymi, wielkimi literami nakreśliłeś słowo KONIEC. Wzrokiem pełnym satysfakcji przeglądasz swoje literackie dzieło. Kilkadziesiąt godzin wyciętych z życia, kilkunastu znajomych usuniętych z facebooka, kilka imprez skreślonych z kalendarza i niezliczone zarwane noce, ale opłaciło się. Stworzyłeś potwora. Oczywiście żadnego potwora nie tworzy się po to, by zamknąć go w szufladzie i przykryć papierami. Chcesz go pokazać światu. Tylko gdzie? To może być prostsze, niż się wydaje!

Małe kroczki

Najlepszym sposobem, by zostać dostrzeżonym, jest przepychanie się łokciami. Jednak nawet jeśli myślisz, że tworzysz osobny team, lepszy od Mickiewicza i Słowackiego razem wziętych, zacznij przepychankę delikatnie. Nie rzucaj się od razu na duże wydawnictwa. Idź na kółko literackie do biblioteki, domu kultury, na warsztaty. Posłuchaj kilku opinii o swojej twórczości. Publikuj na blogach, bierz udział w konkursach, próbuj sił w prasie. Gazety wbrew pozorom są otwarte na freelancerów. Wymieniaj twórczość z innymi. Internet jest pełen literackich społeczności. Zacznij na małą skalę.

Robi się groźnie…

Idzie Ci coraz lepiej, piszesz dla kilku portali, chodzisz do klubów literackich, byłeś nawet w kilku gazetach, jesteś kojarzony w mieście. Czujesz się ośmielony, zawalczyłeś na tyle mocno, by tłum nie powalił Cię na ziemię. Zacząłeś od łokcia, teraz możesz przyłożyć z bara. Szukasz namiarów na wydawnictwa. Jesteś zdeterminowany, szybki, wściekły i….zagubiony. Bo co tu wybrać, kiedy świat roztacza tyle możliwości?

Jedną z opcji jest wydawnictwo tradycyjne. Opcja ciężka w realizacji, bo wydawnictwa niechętnie ryzykują. Debiutant, choćby najlepszy, nigdy nie jest pewnym bestsellerem. Moda literacka jest równie zmienna jak ta na okładkach kolorowych pisemek. Coś, co sprzedałoby się parę miesięcy wcześniej, niekoniecznie spodoba się teraz. Dlatego wydawcy są ostrożni, chętniej inwestują w autorów już wypromowanych albo zagranicznych, których sukces w kraju jest prawdopodobny ze względu na ten odniesiony w ich ojczyźnie. Dodatkowo wydawnictwa zwykle zachowują prawa autorskie do książek a autor otrzymuje mniejszy udział ze sprzedaży.

Coraz mocniejszą pozycję na rynku ma self publishing.  Metoda dla autorów, którzy już mają pieniądze, czyli dla niewielu. Pisarz sam pokrywa koszty wydawnicze, w większości także sam zajmuje się promocją. Autor zachowuje wszelkie prawa autorskie, jednak jest to ryzykowna gra. Książka albo wespnie się na szczyt listy bestsellerów New York Timesa i pozwoli autorowi żyć w przepychu, wśród francuskiego wina i złotowłosych kobiet, lub przemknie niezauważona, przytłoczona znanymi i rozreklamowanymi tytułami. Czytałam kilka książek opublikowanych w ten sposób i cieszę się, że autorzy zagrali w tego pokera.

Opcją dla tych, którzy by chcieli, ale się boją, jest vanity press. To połączenie obu wyżej wymienionych metod. Autor częściowo dofinansowuje publikację książki przez wydawnictwo. Brzmi to dziwnie, ale w rzeczywistości wcale nie jest tak skomplikowane. Na pewno jest dobrą alternatywą, bo robotę odwala wydawnictwo a ponoszone koszty wciąż są mniejsze niż przy self publishingu. Tutaj procent ze sprzedaży oraz zachowanie praw autorskich zależy od wydawnictwa. Twoje dzieło będzie pod równoczesną opieką twórcy i wydawcy.

Jak widać, szuflada nie jest jedyną opcją. Na pewno warto próbować, Twoje dzieło zawsze ma szanse na zaistnienie. Nawet jeśli pierwszy potwór nie odniesie oczekiwanego sukcesu, jego brat może. Nawet jeśli łokcie się poobijają i będą boleć, to do następnej przepychanki się zagoją a tkanka będzie jeszcze mocniejsza.

O redaktorze

Artystka, spędzająca czas na tworzeniu i szukaniu swojej głowy, czym często doprowadza innych do białej gorączki a jedynym, który ją wtedy rozumie, jest jej pies. Umysł ścisły, skonfliktowany z humanistyczną duszą, z tego powodu często zapomina o minusach w równaniach i sprzątaniu stosów książek ze stolika. Uwielbia zieloną herbatę, zapach starych książek i widok ze swojego okna.

Wszystkie artykuły