timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Prawdziwym początkiem mojej przygody z grami bez prądu było RPG. Jak każdy przyszły gracz swojego pokolenia zaczynałem oczywiście od gier komputerowych, gdzie oglądałem zmagania swojej drużyny z rzutu izometrycznego. Na moje szczęście w moje ręce trafiła Saga o Wiedźminie, a zaraz po niej Wiedźmin Gra Wyobraźni. Gra posiadająca ponoć najgorszy system kościany wśród gier RPG wydanych w Polsce, przynajmniej jeśli chodzi o gry tamtych czasów. A były to wspaniałe czasy. Odkrywałem coraz to nowe tytuły (Cyberpunk 2020, Wampir: Maskarada, Mag: Wstąpienie, Wilkołak: Apokalipsa, Monastyr, Legenda Pięciu Kręgów, 7th Sea i oczywiście Neuroshima, której uniwersum od pewnego czasu rozszerza się o kolejne planszówki), a w Empiku w Centrum Warszawy istniał nawet specjalny kącik ochrzczony dumną nazwą „Bastion RPG”. To właśnie tam obkupiłem się w najwspanialsze tytuły, które odebrały mi i moim kolegom więcej godzin z życia niż jakakolwiek gra komputerowa. Ba! Potrafiliśmy z kumplami wyjeżdżać na działkę do jednego z nas, siedzieć dwa tygodnie i przeżywać przygody w uniwersum papierowych ksiąg, a potem wrócić na trzy dni, po to, by wymienić zawartość plecaków. To były dobre czasy. Jednak w pewnym momencie się skończyły. Mój ukochany Empik został przebudowany, wspaniały Bastion RPG zniknął. Półki z grami RPG z biegiem lat malały, a rosły te z planszówkami, którymi wtedy nie interesowałem się za bardzo. Jeszcze…

Zabawne, że kiedy gry fabularne ostatecznie zniknęły z półek, zniknęli też moi koledzy. Priorytety zmieniły się trochę i zawiesiłem swoje zainteresowanie grami bez prądu na ładnych parę lat. Potem wróciłem, ale z jakiegoś powodu to nie było to samo. Ekipa nie miała stałego składu, przez co postaci w opowieści mnożyło się aż za bardzo, a przygody wydawały mi się już nie tak fajne, jak kiedyś. Nawet Klanarchia (jak dla mnie trochę nieudana) ani Wolsung (mimo świetnego pomysłu ma masę rzeczy, które mnie drażnią), nie zdołały nawrócić mnie na dawno porzuconą ścieżkę. A co z rodziną? A co z pracą? Było się coraz starszym i miało coraz mniej czasu.

Wreszcie przyszedł czas na planszówki, w które wsiąkłem niemal od razu (mimo że statystycznie kupowanie coraz to nowych gier planszowych wychodzi drożej niż kupić raz a porządnie jednego RPG-a za tę samą cenę i pograć z rok). Zaraz po nich przyszła do mnie naturalna ewolucja RPG-ów, czyli larpy, ale to trochę inna historia. Skupmy się na planszówkach, bo to one sprawiły, że o grach RPG zapomniałem niemal całkowicie.

Zastanawiałem się długo nad tym tematem. Co się stało z ekipami? Czy nie mamy już czasu? Czy gry RPG naprawdę występują już tylko w artykułach żądnej afery dziennikarki szukającej bulwersującej sensacji o podłożu seksualnym? Czy może to rzeczywiście czas? Postanowiłem z tymi rozmyślaniami wyjść poza swoją głowę.

Podczas zjAvy 7 przeprowadziłem małą ankietę. Aż dziewięciu na dziesięciu uczestników konwentu uważa, że planszówki wyparły z rynku gry RPG. Większość osób poproszona o uzasadnienie swojej opinii wskazywała kwestie digitalizacji rynków, w które rynek RPG miał po prostu uciec, a że zawsze był trochę niszowy… cóż. Inni zwracali uwagę na czas, jaki trzeba poświęcić grom RPG zwłaszcza, jeśli jest się MG (Mistrzem Gry). Podczas kiedy rozgrywki w niektóre planszówki mogą trwać zaledwie dwadzieścia minut, na gry RPG trzeba poświęcić co najmniej kilka godzin. A przygotowanie sesji przez MG? A stworzenie nowej postaci, jeśli dopiero zaczynasz albo jej poprzednik wyciągnął kopyta?

Czy gry planszowe wyparły gry fabularne? Uważam, że TAK. Jestem starym eRPGowcem. Grałem w gry RPG łącznie jakieś dwadzieścia lat. Jestem przekonany, że gry planszowe przyczyniły się do spadku popularności fabularnych. Są łatwiejsze, przyjemniejsze, dają ten sam efekt, który uzyskujesz przy grach RPG, chodzi mi tutaj oczywiście o spotkanie ze znajomymi. Wciąż jednak jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy poświęcają tych kilka, a nawet kilkanaście godzin, które spędzają z przyjaciółmi w wyimaginowanym świecie, grając właśnie w gry RPG. Nie zmienia to jednak faktu, że tak: planszówki wyparły RPG-i. Jednak taka jest kolej rzeczy. Mało kto teraz słucha płyt winylowych.

Marcin z Portal Games

Takie zdanie wydaje się sensowne, zwłaszcza jeżeli spojrzymy na historię wydawnictwa, które zaczynało od RPG Neuroshima — które swojego czasu zrobiło furorę w polskim fandomie gier fabularnych i do dziś pozostaje jednym z najpopularniejszych uniwersów; a skończywszy na grach planszowych właśnie z tego postapokaliptycznego świata (sztandarowy przykład: Neuroshima Hex).

Moim zdaniem gry planszowe wcale nie wypierają, a wręcz wspierają gry fabularne. RPG-i zawsze były trochę niszowe. To kwestia, nazwijmy to, progu wejścia. Planszówkę rozkładasz, czytasz instrukcję i grasz. Na gry RPG musisz poświęcić więcej czasu i więcej zaangażowania. Mógłbym powiedzieć, że planszówki są bardziej dla casuali, a RPG-i dla gamerów — ludzi, którzy wsiąkli w temat i chcą się w niego angażować. Nasz sklep daje tego przykład. Handlujemy jednym i drugim!

Paweł „Pablo” Kurnatowski z Wydawnictwa Rebel

Jeżeli spojrzeć na to w ten sposób i znowu wrócić do tematu uniwersum Neuroshimy… Jak widać, można na to patrzeć na dwa sposoby.

A jak wy to widzicie? Może to po prostu kwestia zainteresowania? Czasami mam wrażenie, że w kwestiach RPG coś od jakiegoś czasu mnie omija. A może się mylę? Oświecicie (nie aż tak) starego gracza? Jak zwykle zapraszam do dyskusji i…

Do napisania!

Tutaj możecie przeczytać poprzednie felietony z tej serii!

O redaktorze

Szczęśliwy mąż, dumny ojciec i aspirujący pisarz. Za dnia przeprowadza bestialskie eksperymenty na grach, nocą pisze bestseller (tak przynajmniej sobie wmawia). Z wykształcenia filozof, z zamiłowania fantasta, z duszy buntownik. Koneser gier z treścią i klimatem, zarówno tych "bez prądu", jak i takich, co trochę go potrzebują.

Wszystkie artykuły