24timerPrzewidywany czas czytania to 4 minuty.

Co łączy takie formaty telewizyjne jak „Milionerzy”, „Koło Fortuny”, „Big Brother”, „Agent”, „Usterka”, „997” czy w przyszłości takie programy jak „Szansa na sukces: Opole 2019”, „Europa da się lubić”czy też kiedyś grany z falstartu „Idol”, czy „Mamy cię”? Te programy były kiedyś hitami, więc telewizje postanowiły je wskrzesić. Czasami te powroty wróciły tylko na jeden sezon, a coraz częściej jest tak, że hit z przeszłości okazuje się hitem teraz. Dlaczego? Czy telewizje wyczerpały swoją kreatywność, że wolą wracać do tego, co było kiedyś? jak wygląda pełna powrotów i comebacków telewizja 2019 roku.

Sentyment

Gdybym zapytał was: Pamiętacie taki program, jak „Awantura o kasę?”, „Bar”, „Oko za oko”, to z uśmiechem byście mi odpowiedzieli, że tak, to były dobre formaty, to se ne vrati itp. I właśnie na takich emocjach, telewizje na świecie chcą widza zdobyć. Dając mu program, który zna i który lubił. Zauważcie wyniki badań MEC zrealizowanego w 2015 roku (Grafika wzięta z media2.pl). „Milionerzy” oraz „Koło Fortuny” powróciły i mają się dobrze. Powrót „Idź na całość” i „Wielkiej gry” się nie powiódł (Nawet jako „Większa gra”). „Szansa na sukces” wróciła w naprawdę wielkim stylu. Czyżby telewizje słuchały widzów?

Te formaty się sprawdziły.

Światowe telewizje, każdego roku wypuszczają setki nowych licencji na programy, show, czy seriale. Wielce żałuję, że nasze telewizje są ślepe na kilka fenomenalnych widowisk, czy szołów, ale rozumiem podejście: Po co kupować i ryzykować z czymś nowym, co się może nie sprawdzić, skoro mamy formaty, które były kiedyś oglądane. Kiedyś o tym rozmawiałem z Panem Wojciechem Krzyżaniakiem i jak on użył tego argumentu, to powiem, że kręciłem nosem, bo ja w tym bardziej widziałem brak kreatywnych pomysłów i odwagi, ale jak widzę jakimi paradokumentalnymi nowościami i rozrywką marki „Hipnoza” nas karmią, to już zmieniam zdanie i dla mnie telewizja może się cofnąć do PRL.

Mam z comebackami pewien problem.

Udały się tylko 3, reszta jest robiona byle czym i byle jak, ważne, aby widza kupić sentymentem. Te udane comebacki, to „Koło Fortuny”, które najpierw wyglądało jak żart, potem do tego muzycznego żartu się przyzwyczailiśmy, a teraz się to wszystko rozkręciło, prowadzący wiedzą jak prowadzić i jestem zadowolony. Drugim udanym powrotem są „Milionerzy”. Ten teleturniej jest nadal hitem, ale już nie takim jak kiedyś i dlatego TVN puszcza go dość casualowo, czyli jako półgodzinny quiz nadawany codziennie. Mnie się to podoba. Najlepszym Comebackiem okazała się „Szansa na Sukces”, która poprawiła scenografię na jedną z piękniejszych i zostawiła to, za co kochaliśmy ten format, czyli „Naturalność”… Chyba o fenomenie Szansy na sukces napiszę artykuł.

A pozostałe wielkie hity? Oj, pamiętam jak marketingowo były one pompowane w taki sposób, że nawet taki sceptyk jak ja, byłbym skłonny stwierdzić, że one będą hitami. Pojawia się dzień premiery i cały ten balonik spuszcza swoje powietrze, bo okazuje się, że równie „Mamy cię”, „Idol”, czy niedawny „Big Brother” okazał się słabym spektaklem, w odpicowanych scenografiach. Co nie wyszło? „Mamy cię” się spóźniło i zrobiło aktorom takie gagi, że Pranksterzy internetowi mogli poczuć się mistrzami poczucia humoru. „Idol” okazał się staruszkiem, który już nie może a bardzo by chciał. Był to strzał w stopę i bardzo słaby zamiennik mojego ulubionego „Must be the music”.

„Big Brother”… Cieszyłem się, że ten format wesprze dość powtórkowe TVN7 i liczę, że na tej stacji pojawią się kolejne nowe hity i hity przeszłości. Pamięta się czasy, gdzie na Big Brothera z głosem, który przyprawiał ciarki się czekało z wypiekami na twarzy, ale teraz, gdzie reality show wymagają od uczestnika czegoś więcej niż bycia ładnym, seksownym i pewnym siebie „Big Brother” nie miał, nie ma i nie będzie miał szans na zgromadzenie takiej widowni jak kiedyś. Mogłem się mylić, ale obejrzałem „Big Brother: Arena” i dostałem pastiż tego, co kiedyś oglądaliśmy. Ładne studio, ładny domek zapełniony… niezbyt udanym castingiem, który nie przypomniał tych emocji z 2001 roku, gdzie mieszkańcem Domu wielkiego brata, mógł zostać każdy.

Telewizja się rozwija, widzowie się zmieniają i w walce: „internet kontra telewizja” nie ma miejsca na żadną bylejakość.

Moje wymarzone powroty?

Jest kilka takich programów, które powinny doczekać się nowych serii.

TAK TO LECIAŁO!

Pamiętacie dość nietypową grę, gdzie za zaśpiewanie 10 piosenek można było wygrać 150.000zł? Nie liczył się tu talent, ale dobra zabawa i znajomość tekstów piosenek do takiego stopnia, że kiedy złośliwy zespół spauzował, a karaoke na ekranie się zepsuło, to gracz był zdolny zaśpiewać kolejny wers. To był hit TVP2, do którego chciałem się zgłosić i kto wie, może będę miał kolejną taką okazję, bo to było dobre i zasługuje na Comeback. Pamięta się tę grę o pieniążki i nie tylko, gdzie Maciej Miecznikowski rozdawał samochody i wycieczki.

HELL’S KITCHEN: PIEKIELNA KUCHNIA

5 edycji Wojciecha Modesta Amaro i szósta edycja Michała Brysia, szkoły przetrwania dla kucharzy. To nie był zwykły konkurs kulinarny na najlepsze potrawy, a brutalna lekcja pracy w restauracji, gdzie najlepszy wygrywał 100.000 zł i pracę w restauracji prowadzącego. Drużyny, które gotowały lepiej, mogły liczyć na nagrody, ci gorsi w gotowaniu na dotkliwe kary, lecz chyba każdy widz czekał na „Serwis” gdzie goście restauracji oczekiwali obsługi i smacznych potraw. Serwis nie był czymś prostym, bo drużyny składały się z amatorów i profesjonalistów, no i „Prowadzący” nie pozwalali na błędy i pracę kiepskiej jakości. Chciałbym kolejne edycje z Wojciechem Modestem Amaro, który uczył kuchni, dobrze zorganizowanej pracy i serca do gotowania.

AWANTURA O KASĘ

„Biorę po 200zł od każdej drużyny…” te słowa Krzysztofa Ibisza pamięta każdy, jak i grę pełną prostszych i trudnych pytań, gdzie królowała jedna zasada „Chcesz grać? To płać”. Drużyny dostawały na początek gry 5000zł, prowadzący losował kategorię pytania i zaczynała się awantura, czyli licytacja, której zwycięska drużyna dostawała pytanie, a nagrodą była pula, którą były pieniądze wrzucone do licytacji przez wszystkie drużyny. W razie kłopotów można było wynegocjować podpowiedź. Najlepsi mogli zagrać z mistrzami o posadę mistrzów w kolejnym odcinku. W finale były też pojedynki JEDEN NA JEDNEGO, CZARNE SKRZYNKI ukrywały czasami fortunę, a czasami smakołyk, jakim był ogórek kiszony. Wiedza, zabawa oparta na strategii, emocje i czasami stronniczy prowadzący… tęskni się za tym.

MUST BE THE MUSIC: TYLKO MUZYKA

Czyli talent show dla każdego, kto kocha muzykę i chcę zaistnieć. To nie był jedynie program dla piosenkarek i piosenkarzy karaoke, ale też dla głosów operowych, instrumentalistów i zespołów. To chyba był jedyny talent show, który przyniósł nam sporo hitów, sporo zespołów tam się pochwaliło różnoraką muzyką i formami muzycznego artyzmu. Może na początku Jury było zbyt ostre, ale jak każdy przyzwyczaił się do własnej posady, było więcej luzu i rozrywki. Wiadomo, że ten program nie wróci w obsadzie z pierwszych edycji, ale chciałoby się poznać kolejnych mniej znanych artystów. Dodatkowo pochwalam ten program za idealne i nowatorskie wykorzystanie social mediów, gdzie fani programu mogli głosami wywalczyć dla nich dzikie karty i trochę gotówki.

Na koniec

Spokojnie. Moda na Comebacki jest światowym trendem, dlatego Brytyjczycy wrócili z Milionerami, USA z „Deal or no Deal” i zrobili go genialnie, wprowadzając kontrofertę, a są plany na powroty hitów z lat 80. Rzekomo ma wrócić Alf, Przystanek Alaska, więc nasza telewizja nie ma się czego wstydzić, lecz powinna bardziej się do tych powrotów przyłożyć. Życzę, by kolejne odświeżone programy były tak dobre, jak dziś dobre są Milionerzy”, „Koło Fortuny”, czy „Agent”. A wy co byście chcieli zobaczyć w nowych sezonach, edycjach?

O redaktorze

Miłośnik gier planszowych, który czasami zmienia się w animatora, czasami w recenzenta, a od niedawna pokazuje swoje Jokerowe oblicze.

Wszystkie artykuły