timerPrzewidywany czas czytania to 6 minut.

Pamiętasz ten moment, kiedy z dziecięcą zaciekłością, zaciskając małe piąstki postanowiłeś, że oddasz się sztuce? Przecież wszystkie panie w przedszkolu chwaliły twoje obrazki plakatówkami; grałeś Józefa w każdych jasełkach, nie jakiegoś frajerskiego Pasterza numer trzy; tydzień po nauczeniu się czytać sam zacząłeś składać pierwsze rymowanki, dorównujące młodemu Kochanowskiemu. Do tego „oddać się sztuce” brzmi tak zarąbiście, nawet jak do końca nie wiesz jeszcze, co to znaczy. A już wkrótce miałeś się przekonać, że znaczy to nic innego jak masę problemów, których nikt poza Tobą nie rozumie, no bo w końcu jesteś Artystą przez wielkie „A”. Poniżej przedstawiam moją subiektywną listę twórczych kłopotów, które możesz napotkać na swojej niełatwej drodze oraz możliwe rozwiązania ich.

Niemoc twórcza

Znasz to uczucie, kiedy chcesz coś napisać, ale nie bardzo wiesz co? Kiedy pragniesz ubrać myśl w słowa, ale nie umiesz znaleźć odpowiednich? Kiedy czujesz się jak Mary, która chciała powiedzieć coś mądrego, ale nie wiedziała jak? Jeśli chociaż na jedno z pytań odpowiedziałeś twierdząco, to mam dwie wiadomości, dobrą i złą. Zła jest taka, że niestety muszę Cię rozczarować i powiedzieć, że nie jesteś jedyną osobą, która tak ma. Takie wypalenie zdarza się każdemu, po prostu czasem brakuje pomysłów i nie trzeba panikować, bo jest też dobra wiadomość: spokojnie, to się leczy. Nie jest to łatwa kuracja, bo i objawy nie przyjemne. Upierdliwy Głosik w głowie, mówiący, żebyś wreszcie usiadł do komputera, nie chce się zamknąć, chociaż Ty już siedzisz w fotelu i patrzysz tępym wzrokiem na pusty plik. A kiedy tylko odejdziesz od biurka, czujesz się winny i nie możesz skupić uwagi. Moja rada jest następująca: nie wymagaj od siebie. W takie dni i tak nie stworzysz powieści zasługującej na Nobla, jednak nicnierobienie też bywa męczące. Dlatego weź zeszyt i pisz coś niewymagającego, jednocześnie uciszającego Upierdliwy Głosik: najgłupsze lepieje, jakie wpadną Ci do głowy; liryczny opis stolika nocnego z Twojej sypialni; bajkę dla dzieci, której bohaterem będzie Twój zwierzak. Nawet nie zauważysz, jak zaczniesz tworzyć bardziej ambitnie, nie zmuszając się do tego.

Niechęć twórcza

Tutaj sytuacja jest odwrotna: już widzisz całe uniwersum, główny bohater rysuje się w Twojej głowie jak żywy, wszystkie wątki są klarowne, już wiesz kim są morderca, podejrzani i ofiara; wszystko co musisz zrobić, to usiąść i spisać genialną historię jak spod pióra Agathy Christie. I to jest właśnie cały problem… Trzeba uruchomić komputer… kilkanaście godzin poruszać palcami na klawiaturze, jednocześnie patrząc na ekran… potem jeszcze raz wszystko przeczytać i sprawdzić…. Nie mówiąc już o poukładaniu  myśli na samym początku. Mnie właśnie dlatego najbardziej przerażają wszystkie „długodystansowe” prace: z lenistwa. Kiedy myślę, ile pracy przede mną, jestem przerażona. Skoro ta książka już istnieje w mojej głowie, to dlaczego nie może istnieć w literkach?! Ten problem też da się przeskoczyć, ale to już jest bardziej skomplikowana operacja. Na początku zawsze czuje się ekscytację z powodu swojego geniuszu i na tej fali trzeba płynąć jak najdłużej: pisz, dopóki sił Ci starcza! A co zrobić, kiedy nie starczy? Przestać. Przestać i to na długo (tydzień powinien starczyć, inaczej zaczniesz się ze sobą cackać). Po przerwie nie rzucaj się gwałtownie w wir przerwanej pracy, bo się wypalisz, przestaniesz to lubić i dojdziesz do punktu „niemocy”, bo nie wpadniesz na nowy pomysł, dopóki nie uporasz się z jednym. Postaraj się wszystko uporządkować. Wypisz postaci, występujące w powieści i scharakteryzuj je. Zrób w punktach plan wydarzeń. Opisz miejsca, które odwiedzają bohaterowie. Przemyśl gruntownie świat przedstawiony. Dopiero po tym pisz dalej, jednak tym razem nie do oporu, a po małym fragmencie dziennie tak, by zaczęło Cię denerwować obrane żółwie tempo. I wtedy wskocz z powrotem na euforyczną falę, pisząc dwadzieścia stron w ciągu jednej nocy. Kiedy poczujesz się zmęczony powieścią, rób przerwy. Pisz po kawałku, nie zmuszaj się. Ważne, żebyś nie wracał do napisanych fragmentów, dopóki nie ukończysz całości. To, co zrobiłeś, będzie pełne niedoskonałości, błędów, powtórzeń a do tego przecinki nie będą w odpowiednich miejscach (!). Ten widok nędzy i rozpaczy może Cię zniechęcić do dalszej pracy, więc oszczędź go sobie aż do ostatniej kropki. Wtedy obejrzyj całość. Lepiej dostać jednego zawału niż kilku po kolei.

Bezsilność twórcza

No, zawziąłeś się, napisałeś. Chodzisz dumny, odczytujesz fragmenty swojemu kotu/psu/chomikowi, tulisz maszynopis przed snem. A tu nagle okazuje się, że koleżanka przyjaciółki cioci Twojej mamy też jest pisarką! A jakby tego było mało, jest całkiem dobrą pisarką! Czujesz, że tego już za wiele. Nie czytałeś żadnej jej pracy, ale wszyscy są zachwyceni, w biuletynie gminnym była, ma perspektywy na publikację. Boli? Jeszcze jak. Lek? Przeczytaj „Pana Tadeusza”. Może nie piszesz jak Mickiewicz, ale koleżanka przyjaciółki cioci Twojej mamy też na pewno nie! Wcale nie jest taka fajna jak jej się wydaje. Do tego Ty jeszcze możesz nad sobą popracować zanim wydasz książkę a ona już nie ma na to czasu i musi wypuścić na rynek taką miernotę, która Tadkowi do pięt nie sięga! W dodatku wydawca od razu zgodził się na publikację, więc to musi być bardzo słaba powieść, bo wiadomo, że wszystkie bestsellery przeszły bardzo wiele zanim znalazły uznanie, więc Twoje dzieło ma wszystkie cechy geniuszu. Chrzanić koleżankę przyjaciółki cioci Twojej mamy!

Krytyka twórcy

Najbardziej bolesny problem zostawiłam sobie na koniec. Postanowiłeś być Artystą, tworzysz Sztukę, uporałeś się z Upierdliwym Głosikiem…I wszystko po to, żeby zostać obrzuconym błotem: język i styl nieadekwatne do treści a treść nieadekwatna do odbiorcy; fabuła jak fanfik na forum o anime i to pisany przez siedmioletnią Japonkę w obcym języku na podstawie gdzieś już widzianego fanfiku na forum o mandze; miejsca opisane jakby autor w ogóle nie wiedział o czym pisze. Zarzut nieoryginalności, nieprofesjonalizmu i wymagania zmiany. Ego Artysty jest nadzwyczaj wrażliwe, więc każde słowo rani jak choroba zakaźna o brzydkiej nazwie. A jednak nie da się tego uniknąć. Ale głowa do góry, nie ma takiej rury, której nie da się przetkać! Krytyka jest jak pies: jedynym sposobem, żeby Cię nie pogryzł, jest zaprzyjaźnienie się z nim. Jest to proces długi, powolny i męczący. Na początku będzie ciężko: ręce będą zakrwawione a nerwy zszargane. Jednak potem nie tylko skóra i nerwy się uodpornią, ale pies nie będzie aż tak często kąsał. A Ty sam nauczysz się, czego nie robić, żeby go nie drażnić: wykryjesz błędy, zobaczysz, że zwierzę czasem też ma rację, będziesz mu wdzięczny za obecność, nauczysz się, że lubi, gdy drapiesz go za uchem a nie znosi dotykania brzucha. Będziecie się wzajemnie potrzebowali. Wiadomo, czasem mu odbije i ugryzie dla zabawy, hejtując, ale Ty będziesz wiedział, że nie możesz brać tego na poważnie. Warto być otwartym na krytykę, chociaż gryzie, to może nie robi tego bez przyczyny?

O redaktorze

Artystka, spędzająca czas na tworzeniu i szukaniu swojej głowy, czym często doprowadza innych do białej gorączki a jedynym, który ją wtedy rozumie, jest jej pies. Umysł ścisły, skonfliktowany z humanistyczną duszą, z tego powodu często zapomina o minusach w równaniach i sprzątaniu stosów książek ze stolika. Uwielbia zieloną herbatę, zapach starych książek i widok ze swojego okna.

Wszystkie artykuły