Przewidywany czas czytania to 4 minuty.
Wszystkie jasne miejsca to długo wyczekiwana produkcja Netflixa zrobiona na podstawie książki o tym samym tytule autorstwa Jennifer Niven. Z racji, że była bardzo promowana przez wytwórnię oraz wiernych fanów papierowej wersji, skusiłam się, obejrzałam całość i podsumowując – nie żałuję.
Czego możesz się spodziewać?
Film opowiada historię dwójki młodych nastolatków, Violet i Finchu, którzy będąc na początku w dwóch zupełnie różnych środowiskach, znajdują ze sobą nić porozumienia.
Film zaczyna się sceną, kiedy to Finch spotyka Violet stojącą na skraju mostu, gotową skoczyć w dół, a tym samym popełniając samobójstwo. Ich znajomość zaczyna wtedy kwitnąć.
Los tej dwójki krzyżuje się po raz drugi na zajęciach z geografii Stanów Zjednoczonych. Są zmuszeni wykonać projekt polegający na odwiedzeniu „cudów” stanu Indiana. Jak się okazuję wyprawa ta zmieniła się w coś więcej niż zwykłą wycieczkę krajoznawczą. Ruszają – jak to określa Finch – tam, gdzie poprowadzi ich droga: w miejsca maleńkie, dziwaczne, piękne, brzydkie i zaskakujące. Zupełnie jak życie.
Wkrótce tylko przy Violet Finch może być sobą – śmiałym, zabawnym chłopakiem, który wcale nie jest takim wariatem, za jakiego go uważają. I tylko przy Finchu Violet zapomina o odliczaniu dni, a naprawdę zaczyna je przeżywać. Uczy się żyć od chłopaka, który pragnie umrzeć.
Problematyka
A jak to wygląda od strony technicznej?
Film na podstawie powieści Jennifer Niven to jedna z tych produkcji, które wzbudzą w czytelniku całe spektrum uczuć. Nie brakuje w niej wydarzeń budzących radość czy nadzieję. Akcja filmu rozwija się bardzo powoli, ostrożnie. Scenariusz jest dobry, a genialny soundtrack spowodował, że niejednokrotnie uroniłam przy produkcji łezkę
Niestandardowe podejście twórców oraz mimo że niezbyt zaskakująca, ale ciekawa fabuła robią swoje. Charaktery i szczególne cechy postaci, czynią całą produkcję wyjątkową. Ponadto fakt zbudowania historii wśród nastolatków dodaje całości pewnej lekkości i beztroski, a także nadziei.