timerPrzewidywany czas czytania to 3 minuty.

Słoneczny marzec, piątek. Albo sobota. Albo niedziela, jak kto woli. I w sumie nie do końca słoneczny, bo pada. Bardzo pada, zazwyczaj wtedy, kiedy akurat jesteś na zewnątrz. A na zewnątrz jesteś często, co sugeruje rozmiar kolejki. Takim optymistycznym akcentem scharakteryzować można pierwsze wrażenia na słynnych „Kolosach 2017”.

Słynnych na tyle, że o ich istnieniu dowiedziałem się dopiero tego samego dnia, ale ja akurat jestem podróżniczym ignorantem. Nie zmienia to faktu, że tematyka jest ciekawa i chyba warto się wybrać. Chyba. Jako, że dobrze jest myśleć nieszablonowo, idealnym pomysłem wydaje się przyjazd jeszcze przed rozpoczęciem, aby na pewno niczego nie stracić. A najlepsze, że reszta społeczeństwa, wykazując się nie lada sprytem, również pomyślała w podobny sposób! Generalnie sprowadza się to do tego, że nikt nic nie zyskał, a czekać trzeba nawet przed czasem. Radosny klimat eventu wyczuć można było już od najbliższego przystanku: dziesiątki przechodniów, w dużej części w strojach typu „jestem harcerzem”, stopniowo przyspieszają na chodniku, aby zdążyć wejść przed potencjalną konkurencją. A konkurencja, jak wspomniałem, jest sporawa: na pierwszy rzut oka widać, że kolejka jest długa. Za to drugi rzut oka przynosi nam nową porcję dobrych wieści: w rzeczywistości gdzieś sobie jeszcze zakręca i jest trzy razy dłuższa, niż myślałeś. A to niespodzianka!

Głowę bombardują sprzeczne myśli. Z jednej strony cicha satysfakcja: kolejka posuwa się całkiem sprawnie. Z drugiej jednak, wejście jest darmowe, niewymagany jest bilet czy okazywanie czegokolwiek. W takiej sytuacji nasuwa się nieuniknione pytanie: do czego w ogóle prowadzi ta kolejka? Najwytrwalszym dane będzie poznać odpowiedź: wchodzący są liczeni, a ich plecaki i torby sprawdzane. Rolę wykrywacza metalu sprawnie zastępują ochroniarze macający bagaże – grunt to ekonomia. Ostatecznie może nie jesteś na hali tak szybko, jak planowałeś, ale lepszy rydz niż nic.

Pozostaje jeszcze odnaleźć jakieś niezłe miejsca. Tu znowu niespodzianka: prawdziwie elitarna loża, siedzenia znajdujące się naprzeciwko ekranu, są już dawno zajęte. Naprawdę dawno. Mimo, że event nawet się jeszcze nie rozpoczął. No, ale z boku też może być fajnie, przynajmniej możesz tak sobie wmawiać w przerwach od wykręcania szyi na bok, aby widzieć projekcję.

Normalny człowiek pomyślałby, że wystarczy już dobrej zabawy. Ale choć dotychczas było fajnie, teraz można ewentualnie skupić się na innych rzeczach, na przykład na samych pokazach dotyczących podróży. Ten punkt programu pozwolę sobie ominąć, wspomnę tylko, że zdecydowanie warto posłuchać. Chyba że akurat mikrofon jest za cicho, wtedy w sumie średnio się da. Cóż.

Na pewno warto dodać, że każdy znajdzie coś dla siebie. No, chyba że nie chce przeznaczyć na festiwal całego dnia aż do późnych godzin wieczornych, wtedy już niekoniecznie. Może się okazać, że nie zobaczy tego, na co ma ochotę. A w środku dnia nie wejdzie, bo ludzi jest już za dużo a kolejki rosną. Więc jeśli chcesz zobaczyć piesze wędrówki po górach, czeka cię kilkanaście godzin w fotelu albo liczenie na dużo szczęścia w późniejszych kolejkach. Mimo wszystko plan ułożony jest dość sensownie, a czas mija szybko i przyjemnie.

W tym miejscu powinno znajdować się jakieś zwieńczenie, nawiązanie do tytułu i oczekiwania na kolejne Kolosy. Ale póki co puenty brak. Pozostaje jedynie wspomniany kolosalny apetyt, bo na hali ciepłe jedzenie znaleźć niestety ciężko, pozostają jedynie napoje i kanapki. Zdecydowanie najsmutniejszy element wyprawy.

Ale generalnie bardzo polecam.

O redaktorze

Michał jest szefem redakcji GameBy.pl Od czasu do czasu zdarza mu się coś napisać, jednak na codzień pilnuje, aby wszystko miało ręce i nogi.

Wszystkie artykuły