timerPrzewidywany czas czytania to 6 minut.

Wystarczył jeden dość długi wpis na Meesengerze, bym rzucił to całe pisanie o planszówkach w diabły. Wytknięto i udowodniono mi zmarnowanie trzech lat pisania, a raczej grafomanii i dziecinady w taki sposób, że wyłączyłem racjonalne myślenie, a włączyłem użalanie się nad sobą i samokrytykę.

A wiedzcie, że jak zacznę się krytykować, to mam ochotę oskarżyć rodziców, że mnie urodzili i wszystkich współwinnych mojego marnego życia. Od ginekologa do ordynatora, który tego ginekologa przyjął. Popłakało się wtedy, a dziś zainspirowany tym wpisem chcę odpowiedzieć na kilka zarzutów i pytań.

Ty tylko chwalisz gry i chwalisz

Fakt. Na scenie recenzenckiej dość rzadko pojawiają się nieprzychylne recenzje gier planszowych. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że rzadko u mnie pojawiają się złe recenzje.

Na kiepskie gry nie mam czasu, a winna jest temu kolejka recenzencka pełna lepszych tytułów i na nich się skupiam. Nie oglądacie marnego serialu na Netflixie nadal, jak pierwsze 10 minut was nudzi. Tak mi podpowiada komfort. Przepraszam.

Chwali, bo jest opłacany

Dzięki recenzjom gier Trefla i Alexandra zbudowałem sobie domek… z kart. Nie mam za złe, że wydawnictwa nie wysyłają mi pieniędzy za recenzje, a nawet jestem wdzięczny za to, bo gdybym za recenzje brał kasę, to spadłaby moja wiarygodność, PR pasjonaty i sam czułbym się jak szmata. Nie pisałbym wtedy, że Ubongo jest grą dobrą, tylko że Ubongo jest grą:

  • Dobrą – 50zł
  • Bardzo dobrą – 100zł
  • Genialną – 200zł
  • Killer Tetrisa -340zł
  • Świętą – Co łaska.
  • Kto nie gra w Ubongo, ten jest pedał – Dobry adwokat, pokrycie kosztów sądowych, jak i grzywny

Jak można chwalić ten tytuł???

Siłą internetu i sceny blogerskiej jest to, że na jedną grę mamy spojrzenie z różnych perspektyw. Daną grę oceniają blogerzy i blogerki, gdzie jeden kocha Eurogry, a kolejny ich nienawidzi, bo woli sobie w Ameritrashu w kosmosie postrzelać.

Mamy miłośników gier familijnych, a inny uwielbia RPG. Ja natomiast jestem zabawkowiczem i kocham imprezówki, wiec każdy z nas na dość kontrowersyjną grę „Eksplodujące kotki” spojrzy inaczej. Jeden nazwie ją hitem, a jeszcze inny gniotem. Recenzja jest ZAWSZE opinią własną na podstawie własnego odczucia i własne obserwacje.

Nie patronuję grom, nie jestem jurorem… marnie jak na 3 lata doświadczenia

Nie patronuję grom, bo nie wiem jak to zrobić, by poczuć przyjemność posiadania logotypu na pudełku, a nie wiem jak to zrobić, bo się tym zupełnie nie interesowałem. Jakoś nie korci mnie i nie przejmuję się brakiem patronatów.

Jurorem nie jestem, bo nim nie chcę być i każdy z ważnych tego świata planszowego to wie. Dlaczego? Lekarz mi doradził, bym się mniej stresował.

Tak na serio? Jurorzy mają trudny wybór i orzech do zgryzienia z tymi plebiscytami, a znając moje niezdecydowanie, zbyt miękkie serce i talent do obrony własnego zdania… Dobrze, że nie jestem jurorem 🙂

Mi wystarczy do szczęścia to, że według niektórych jestem ekspertem w sprawie gier imprezowych i familijnych i to, że zdarza mi się tłumaczyć na imprezach gry planszowe. To są moje osiągnięcia.

Czy za recenzje powinno się płacić?

Temat stary jak świat i jak świat on jest trudny. Nie obchodzą mnie niczyje portfele i nie wiem który z blogerów, vlogerów i recenzentów może sobie powiedzieć…

Zarabiam na tym, co robię tak, by mi się to opłacało. Kto by z was nie chciał robić to, co lubi i na tym zarabiać tak, by mu starczało na życie? Jak to jest z recenzjami gier planszowych…

Wydawca piszę albo my piszemy do wydawcy, wydawca udostępnia egzemplarz do recenzji, tester sprawdza ten tytuł, ocenia go, formuje recenzje, robi zdjęcia. Dla pasjonaty to jest lekka praca, która nie jest łatwa.

No właśnie! Jest praca, powinno być wynagrodzenie. Wydawnictwa za recenzje pozwalają zatrzymać egzemplarz gry dla siebie. Według niektórych wygląda to tak, że Tapetujesz u kogoś dom, a ktoś ci w nagrodę za to pozwala wziąć do domu resztkę kleju i tapety… Dość nierówny deal?

Odpowiadając na pytanie: Tak, za recenzje powinno być płacone, ale by uniknąć konfliktu interesów, nie powinny robić tego wydawnictwa.

Jak więc spieniężyć własną pasję? AdSense odpada, bo to marny grosz, a w dobie AdBlocka… nieopłacalna droga. Patronajty i Crowdfundingi? Zły pomysł dziś, bo jeszcze Polacy w to nie umio i uważają to za żebranie, a po co mam komuś poświęcać swoje ciężko zarobione pieniądze na kogoś, kto gada do kamery, czy stuka w klawiaturę. Ja też to potrafię, a kasy za to nie chcę. Zrobić płatną subskrypcję? Internauta pójdzie tam, gdzie za darmo. Artykuły sponsorowane?… Trudny temat, na który chętnie podyskutuję i poszukam odpowiedzi.

Na koniec. Drogi Hejterusiu dziękuję.

Chciałeś mnie bolesną wiadomością zgnębić i prawie ci się to udało. Chciałem wyrzucić swoje doświadczenie do kosza, bo rzekomo zmarnowałem je na grafomanię i dziecinadę.

Ok. Morze jestem marnym internautą, który nie potrafi upilnować swojegotekstu i z pośPiechu popełnia różnego rodzaju litrówki i błędy interpunkcyjne. ale dzięki tobie dostałem wsparcie swoich kolegów i kopa do napisania kolejnych tekstów. Ja znam swoją wartość i jestem dumny z tego, co do tej pory zrobiłem.

Trzymam się swojej gałęzi gier (prostych, familijnych i imprezowych), jestem szczery i prawdziwy w tym, co robię, osiągnąłem dużo (choć wiem, że mógłbym osiągnąć jeszcze więcej). Ok! może nie jestem kimś ważnym w świecie gier planszowych, ale wiem, że mój głos jest ważny i ciekawy dla czytelników.

Ja sobie nie mam nic do zarzucenia… poza lenistwem, ale robię to, co chcę, to co kocham i jeżeli to się komuś podoba, to jest mi miło i to mnie motywuje do dalszego działania. Nie podoba się? Drzwi wyjściowe są szeroko otwarte zawsze.

O redaktorze

Miłośnik gier planszowych, który czasami zmienia się w animatora, czasami w recenzenta, a od niedawna pokazuje swoje Jokerowe oblicze.

Wszystkie artykuły