timerPrzewidywany czas czytania to 6 minut.

W piątek trzynastego, wszystko może się zdarzyć. Może na przykład rozpocząć się Warsaw Games Week 2017. Co prawda nazwa nijak ma się do czasu imprezy, bo nie trwa tydzień, a zaledwie weekend i tylko, jeśli do weekendu doliczymy również piątek. Co ciekawe, jest to największy problem tego – jak głosi hasło reklamowe – wielkiego święta rozrywki.

wgw1

PIĄTEK

Niczym w piosence Nocnego Kochanka „Piątunio”, z wielkim bananem na gębie opuszczam nijakie „laby” biura. Nie dość, że wiem, że nie będzie mnie do poniedziałku, to wiem również, że właśnie zmierzam na WGW 2017. Szczęśliwie jest blisko (nie, nie „blisko” jak Good Game Expo, czy Warsaw Comic Con!). Wystarczy dotrzeć do dworca Warszawa Zachodnia i przygotować się na lekko ponad dziesięciominutowy spacerek. Jeżeli nie zna się skrótów, to może z kwadransik. Mam szczęście – znam.

Główne wejście dobrze oznaczone. Pani ochroniarz zapytana o akredytacje dla mediów życzliwie wskazuje okienka niczym przy wejściach do praskiego ZOO. W okienku jeszcze bardziej sympatyczna pani z obsługi, po podaniu nazwiska i portalu, obdarowuje mnie wejściówką. Uroczy uśmiech gratis.

wgw2

Kilka minut później jestem w środku, a tam… piątek, czyli raczej pustawo. Dla kogoś, kto przyszedł robić relacje idealny moment, żeby wbić się i zagrać na stoiskach bez stania w kolejkach. Kto nie był niech żałuje, bo parę wersji demo było przecudnych. Jednak mało skromny autor niniejszej relacji nie skupił się na tytułach bardziej wyczekiwanych, a na tych bardziej treściowych. W końcu nie ma nic lepszego niż interaktywny film z immersją na poziomie gry wideo, a było parę tytułów, które w zaskakująco dobry sposób łączyły jedno i drugie.

wgw3

DETROIT: BECOME HUMAN

Androidy sprzedawane jak zwierzątka? Wyglądający jak ludzie maszyny zdolne do myślenia, a nawet czucia porzucane, jak biedne szczeniaczki. Przecież, kiedy komputer się starzeje wymieniasz go. A co jeśli komputer wnerwi się, poczuje zdradzony i w napadzie złości rozwali tatusia, a potem porwie córeczkę na oczach mamusi? Wtedy do akcji wkroczymy my. Kolejny android. Negocjator przysłany przez CyberLife – korporacje produkującą owych sztucznych ludzi.

Kilkanaście minut iście filmowego dema sprawiło, że zapragnąłem tej gry tak bardzo, jak kolejnego Life is Strange (którego prequel – „Before the storm” – pozwoliłem sobie zakupić). Polecam każdemu lubiącemu gry z treścią. Jeżeli wierzyć demu, dostaniemy nie tylko grę detektywistyczną, w której poziom naszej wiedzy o wydarzeniach, zwiększa nasze szanse na wygranie negocjacji, ale również historię o ciekawym zagadnieniu człowieczeństwa u czegoś, co w końcu człowiekiem nie jest.

wgw4

CO DALEJ?

Frostpunk – kolejna gra 11bit Studio. Parę minut gameplay’u pozwoliło mi poczuć przytłaczającą odpowiedzialność lidera społeczności, która przeżyła lodową apokalipsę. Sobotnia prelekcja potwierdza moje przypuszczenia. 11bit Studio nie ma zamiaru odchodzić od trudnych zagadnień, tym razem biorąc na warsztat konflikt jednostka-społeczeństwo. Jeżeli studio spełni swoje obietnice otrzymamy naprawdę ciekawą strategię. Mam nadzieje, że pomimo, że nie specjalnie wydaje się takie gry na konsole, to ta jednak się pojawi.

Stanowisko The Evil Within II wciśnięto pomiędzy wspólną scenę PS i Cenegi a Kino, w którym prezentowano gameplay Wolfenstein II: The New Collossus, ale i tak je znalazłem. Nie grałem w pierwszą część (ba! nawet let’s play’a nie widziałem! ), sle i tak byłem gotów na naprawdę potężny zastrzyk przestrachu i obrzydzenia. I pierwsze sceny naprawdę mi to dały. Tata śniący o płonącym domu, wbijający się do pokoju córeczki tylko po to, żeby przypomnieć sobie, że nie uratował jej. Zobaczyć palące się ciałko wczepiające palce w jego ramiona, usłyszeć oskarżenia… Mimo że to tylko gra, poczułem się paskudnie. A co było dalej? Dziwna laska z jedynki, która nagle się pojawia, towarzyszący jej sławni Faceci w Czerni (niestety nie Tomy Lee Jones i Will Smith), korporacja, która podłączyła córeczkę protagonisty do wirtualnej rzeczywistości i uczyniła jej mózg super komputerem do połączenia umysłów całej ludzkości… Dziękuję Shinji Mikami, sam sobie wstanę. Powinienem był zagrać w jedynkę, a dopiero potem się interesować.

wgw5

Monster Hunter niczym nie zachwycił, a jedynie przypomniał, że jest prościutkim bajeczkowatym j-rpg’giem. Dragonball Fighter Z zaskakuje hybrydową grafiką 3D z perfekcyjnie skopiowaną kreską samego Akiry Torijamy. Eksperyment w postaci gry Transferance przyprawia o zawroty głowy i treści żołądkowej, jeśli nie masz doświadczenia z VR, ale przede wszystkim intryguje fabułą i podejściem do tematu umysłu i traumy pourazowej. Konkursy ciekawe, choć hałaśliwe. A to dopiero pierwszy z trzech dni Warsaw Games Week 2017.

wgw6

SOBOTA

Wyspany wbijam do wejścia ciut po 14:00. Prawie panikuje widząc tłumy pchające się do wejść obu hal, z których jedną niemal całkowicie przejęło PS4 i Cenega. Trzeba jednak być twardym.
HIDDEN AGENDA

Czy może być coś lepszego od grania w gry, w których twoje wybory mają znaczenie, niż granie w takową grę z przyjaciółmi. Technologia Play Link na PS4 ma nam to umożliwić za pomocą aplikacji ściąganych na telefon (mam nadzieję, że nie tylko Sony).

wgw7

Siedzę sobie obok dwóch wyższych od siebie młodzików (których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam). We trzech podejmujemy trudne decyzje o postępowaniu policjantki. Zagrywam kratę przejęcia decyzji (łapiecie, zagrywam kartę!)  i postanawiam działać ostrożnie zamiast brawurowo. Potem widzimy jak nasza protagonista celuje do łysego świra, obok związana dziewczyna, a my jeżdżąc palcami po ekranach smartfonów decydujemy czy strzelać do wariata, a zaraz potem czy ratować partnera czy zakładniczkę, których prąd biegnący po rozlewającej się kałuży zaraz dosięgnie i usmaży.

Czasem decyduje większość głosów, czasem tylko jeden gracz. A możliwość grania ma być od jednego do aż sześciu graczy. Już wiem, o co w tym roku będę prosił Świętego Mikołaja. W końcu premiera ma być jeszcze w październiku tego roku.

WOLFENSTEIN II: THE NEW COLOSSUS

wgw8

Po pięciu, może nawet siedmiu, a w każdym razie po całym piątkowym wieczorze prób i kawałku sobotniego popołudnia udało mi się wejść do Wolfenstein’owego kina. Miałem ochotę, tak jak poprzednio, połazić, przyjść później, ale skoro prawie dziesięć razy się nie udało, postanowiłem tym razem wystać swoje. No i wszedłem, a to co widziałem można sprowadzić do kilku stwierdzeń. Po pierwsze: Koszmar Philipa K. Dicka opisany w „Człowieku z wysokiego zamku” spełnił się w postaci przecudownej grafiki. Po drugie: Nazistów, za to że śmieli wejść na teren USA czeka srogi łomot. Po trzecie: cudowna grafika, filmowe cut-scencki, kapitalny gameplay, klimat i humor zawarty w tej jednej grze praktycznie gwarantuje, że nie będziemy mogli się od niej oderwać. Pod warunkiem, że tak właśnie będzie wyglądać.

wgw9

CO DALEJ PO RAZ WTÓRY…

Destiny II i Call of Duty: WWII od Activision są dokładnie tym, czego można spodziewać się od online’owych strzelanek, więc omijam je. My Memory of Us – paraboliczna platformówka logiczna o dwójce dzieci w czasie wojny, przejmuje grafiką w stylu starego Walt ‘a Disney ‘a i ściągniętym z „Listy Schindlera” czerwonym kolorem strojów ludzkich, na których polują paskudne szaro-czarne roboty. Far Cry 5 to po prostu Far Cry, jak zwykle lepszy technicznie, ale czy wyzwalanie amerykańskich miasteczek spod władzy bojówek setki będzie wystarczająco treściwe, mogę tylko zgadywać. Wciąż jednak na Warsaw Games Week 2017 bawię się zacnie, chociaż wiem, że widziałem zaledwie niewielki procent prezentowanych gier.

wgw10

NA ZAKOŃCZENIE

Cudna muzyka zespołu Percival dzwoni w uszach, kiedy piszę te słowa, a rytmy słowiańskiego bębna docierają nawet do przestrzeni wypoczynkowej dla mediów. Tłumik na dole nie jest duży, ale dobrze się bawi. Kolejki do stanowisk do grania, wciąż gigantyczne, ale ludzie zadowoleni albo rozbawieni. Zestawiając to wszystko w głowie rodzi się prosty wniosek. Warsaw Games Week 2017 to naprawdę wielkie święto rozrywki, jednak nie z powodu tłumów, a z powodu ogromu zadowolenia, z jakim może wyjść uczestnik. Mam nadzieję, pojawić się tu za rok.

O redaktorze

Szczęśliwy mąż, dumny ojciec i aspirujący pisarz. Za dnia przeprowadza bestialskie eksperymenty na grach, nocą pisze bestseller (tak przynajmniej sobie wmawia). Z wykształcenia filozof, z zamiłowania fantasta, z duszy buntownik. Koneser gier z treścią i klimatem, zarówno tych "bez prądu", jak i takich, co trochę go potrzebują.

Wszystkie artykuły