Przewidywany czas czytania to 4 minuty.
Ostatnio mój znajomy podczas dyskusji stwierdził, że właściwie, jeżeli chcesz (tak, Ty!) wyrażać siebie i swoją ekspresję poprzez nietuzinkowy, nieco nawet dziwny dla większości ludzi wygląd, a nie nazywasz się Quebonafide, to będziesz mieć przesrane.
I tak pomyślałem sobie, że kurde blade coś w tym jest. Pomimo tego, że może się wydawać, że dożyliśmy maksymalnie tolerancyjnych czasów, gdzie każdy może być sobą bez ponoszenia jakichś większych ofiar.
A jednak nie do końca. Przynajmniej jeśli spojrzymy na liczne internetowe gównoburze dotyczące wyglądu niektórych znanych osób. Wcale nie jest tak kolorowo, jak nam się wydaje.
Jeżeli chodzi o tę tolerancję na wygląd niepasujący do ogólnie przyjętego kanonu, to żyjemy w świecie pełnym sprzeczności. Ci sami ludzie, którzy propsują tatuowanie sobie twarzy, burzą się za chwilę na widok faceta z długimi włosami czy pomalowanymi paznokciami.
No troszkę śmiesznie. Zobaczcie jaki wielki mentalny wpierdol od internautów otrzymywał i otrzymuje Michał Szpak. Czy wygląda on bardziej kontrowersyjnie od nowoczesnych raperów, wytatuowanych od stóp do głów, zwanych popularnie brudnopisami? Nie sądzę.
Więc o co chodzi? Goście, którzy tyle mówią o otwartych główkach, równocześnie cisną innych od pedałów. Nie potrafię do końca tego zrozumieć. Nie daj Boże, kiedy do tego pedalstwa dojdzie jeszcze nieco ciemniejszy kolor skóry… No ale teraz nie o tym.
Jakkolwiek by nie było, ciężko stwierdzić właściwie, co jest dzisiaj grane. Z jednej strony media lansują indywidualny styl i ekspresję siebie. Z drugiej strony, kiedy z tą ekspresją pójdziesz nie w tę stronę, co trzeba, to Cię zjedzą. Potrafią zjebać człowieka nawet za to, że dużo uwagi przykłada do swojego ubioru (Grzegorz Krychowiak).
A podobno żyjemy w czasach, kiedy każdy może wyglądać, jak chce, a dobry ałtfit jest bardzo w cenie. Na tle tego wszystkiego, naprawdę postać Kuby Grabowskiego, znanego pod pseudonimem Quebonafide, jest fenomenem i absolutnym ewenementem.
Wygląd bardzo kontrowersyjny, jednak w pełni zaakceptowany, nikt nie wytyka mu na każdym kroku, że „wiecej czasu spędza u tatuażysty niż w studiu” albo że ma za drogie ciuchy. W ogóle mało mówi się o nim w kontekście wyglądu, co jest co najmniej zaskakujące, jak na człowieka z kolorowymi włosami i dziarami na twarzy.
Quebo, jak już powiedziałem, to fenomen, lecz ogólnie rzecz ujmując, problem braku wyjebania na różnice w wyglądzie wciąż istnieje, a osoby wyróżniające się z tłumu dalej nie mają łatwo.
Skoro typ z długimi włosami jeszcze kogokolwiek szokuje, to znaczy, że te wielkie, popularne dziś twierdzenia o tolerancyjnym, nowoczesnym społeczeństwie są nic niewarte. Niestety.